Gość ma zwykle więcej czasu niż gospodarz.

Tadeusz Kotarbiński

Zaciekawiony

światem (wirtualnym i nie tylko)

Nowy Rok.

Jak zwykle – szereg planów, postanowień, przyrzeczeń, etc... i czego to my jeszcze nie wymyślimy?

A przecież to tylko kolejny obrót Ziemi wokół własnej osi! I w dodatku ani ten obrót nie trwa dokładnie dwadzieścia cztery godziny, ani obieg wokół Słońca nie zajmuje trzystu sześćdziesięciu pięciu dni!

Więc co?

Po prostu my tak mamy! Całe nasze wychowanie, edukacja, rozwój nauki i techniki, są w całej swojej rozciągłości ukierunkowane na klasyfikowanie, szeregowanie, porządkowanie... Nasze umysły nie są w stanie ogarnąć żadnego fragmentu rzeczywistości, jeśli go wpierw nie podzielimy na kawałki, każdego z nich nie opiszemy, nie zakwalifikujemy do jakiejś kategorii, i tak dalej, dalej...

Dobrze to, czy źle? Nie wiem! Po prostu tak jest i  tyle! Jeżeli nawet, z braku naturalnych kryteriów, ustalamy sobie jakieś sztuczne, umowne, to z samego tego faktu nic złego przecież nie wynika! Kolejny element porządkowania postrzegania rzeczywistości.

Problem się zaczyna, gdy tym umownym kryteriom zaczynamy przypisywać jakieś obiektywne właściwości. Gdy zaczynamy wchodzić w jakieś kabalistyczno–numerologiczne zamotania. I wtedy nagle okazuje się, że rok 1991, to była jakaś fatalność, bo liczba palindromowa, że 1989, to też magia, bo „imię jego czterdzieści cztery” (oczywiście od zakończenia wojny...), no a już dwutysięczny... łojej żeż!

Okazuje się zresztą, że ten rok też jest wyjątkowy, bo... 16 = 42...

Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć wszystkim Kwadratowego Nowego Roku!

A przy okazji, dwa linki na Onet:

Między katem a żołnierzem – czyli rzecz o egzekutorach z podziemia

Ma na imię ISIS. Z tego powodu już trzy razy odwołano jej rezerwację

1 stycznia 2016r.

Czarny piątek.

Szał zakupów, zbiorowe ogłupienie, społeczne odmóżdżenie – czego ludzie jeszcze nie wymyślą dla wyleczenia własnych kompleksów? Może, że sami nie zdążyli? Albo brakło im determinacji...?

Zasadniczo się z tymi opiniami zgadzam.

Ale...

W końcu trzeba sobie jednak zadać, bądź co bądź, zasadnicze pytanie:

Jeśli ktoś ma możliwość kupić taniej, co dlaczego ma, kurwa, płacić drożej?

Jak na spokojnie do tego podejdziemy – przez pryzmat powyższego zapytania – to właściwie wszystko staje się jasne i normalne: półgodzinne jeżdżenie po parkingu przez Galerią, łapanie koszyka, przeciskanie się między półkami, a tłumem ludzkim, półgodzinne stanie do kasy... w gruncie rzeczy przejaw głębokiej mądrości i gospodarności! A nie jakiegoś tam zdurnienia...

27 listopada 2015r.

Kapitalne zdjęcia z Gruzji.

22 października 2015r.

Odrobina niepoprawności politycznej, czyli artykuł Ks. Winiarskiego o uchodźcach.

11 października 2015r.

Zmiana płci – czyli jakby Anna Grodzka po kubańsku...

No ja nie wiem... Nie mam absolutnie zamiaru bawić się tu w inkwizytura i rzucać gromów: że ohyda, zgorszenie, obraza boska, etc... Jak ktoś chce – proszę bardzo, jego sprawa.

Mnie raczej bardziej interesują takie różne szczegóły. Np. na zdjęciu drugim coś mi jednak nie gra... Niby jest kobieta, ale te nogi... we mnie w każdym razie pożądania nie wzbudziłyby.

Z kolei np. zdjęcie dziewiąte skłania do refleksji – jak niekiedy iluzoryczne bywają różnice w wyglądzie faceta i kobiety. Wydaje się w takiej sytuacji, że nasze procedury obrazowe w mózgu bardziej dopasowują jakieś maski kulturowe, obyczajowe (czyżby gender..?), niż reagują na faktyczny dymorfizm płciowy. Sam zresztą pamiętam sytuację sprzed kilku dni w kasie hipermarketu – gdyby nie identyfikator z imieniem, to słowo daję, nie bardzo wiedziałbym, czy mówić „proszę Pani”, czy „proszę Pana”.

Pewną zagadką też, przy bliższym spojrzeniu, okazuje się szesnastka. Z jednej strony obrazy aż kipią stereotypami „genderowymi”: obcisła suknia kontra obnażony męski tors, długie kontra krótkie włosy, czy choćby pozycja ciała, jakże typowa dla płci! Z drugiej zaś strony nie da się nie dostrzec znaczącego przeformowania budowy ciała pod wpływem kuracji hormonalnej.

Jednym słowem: i blisko nam do siebie i daleko...

6 maja 2015r.

Mit Leonarda da Vinci, czyli niepokorne rozważania o malarstwie

Kilka dni temu, oprowadzając po Krakowie znajomych z zagranicy, miałem okazję oglądnąć na Wawelu Damę z gronostajem.

I właściwie... nic takiego - bez szału...

Wiem, że zaraz mogą się posypać wyrazy szczerego oburzenia: że jak to, takie wielkie dzieło, że pustak, że prymityw, etc...

Trudno – skoro tak pomyślą, to niech z tym mają problem.

Rzecz w tym, że aby obraz zadziałał na ludzkie postrzeganie, musi mieć swój wymiar. Nie da się powiedzieć dokładnie, jaki. Wiele, owszem, nawet bardzo wiele zależy od kontekstu – raz wystarczy plakat, innym razem potrzeba billboardu na cały budynek. Jest gdzieś jednak w naszych mózgach zapisany jakiś minimalny próg, poniżej którego nie ma szans, aby jakikolwiek obrazek zadziałał. No chyba, że stanowi element jakiejś większej aranżacji, jest jakoś pomysłowo wkomponowany.

A tu? mniej więcej 40x50 cm, zawieszone na środku zupełnie pustej ściany, w ciemnym pomieszczeniu! Doprawdy, aż bije pustką!

Przy tej okazji przypomniało mi się bardzo podobne przeżycie sprzed ponad dwudziestu lat, gdy byłem w Paryżu, w Musée d'Orsay (to takie w budynku dawnego dworca kolejowego). Szybki bieg po kolejnych ekspozycjach, by na sam koniec móc powiedzieć sobie: idziemy do Van Gogha!

Nie tak prosto jednak. Droga długa, kręta, po dziesiątkach metrów korytarzy, by wreszcie gdzieś na samym końcu, w ciasnych pokoikach, stanąć „przed obliczem”. I co? I jak na początku, chciałoby się rzec, że... nic! Takie sobie obrazki!

Skoro tak, to na usta ciśnie się pytanie: gdzie ta wielka sztuka? Może ja faktycznie jestem pozbawiony uczuć wyższych? Może faktycznie jestem takim totalnym prymitywem, co potrafi oglądać tylko gołe dupy? Chyba jednak nie...

Zapewniam, że jest na świecie całe mnóstwo widoków – zarówno tych ręką boską, jak i ludzką uczynionych, przed którymi mógłbym stać i wpatrywać się w nie godzinami. Rzecz w tym, że ja w takich razach nie patrzę na to, ile obraz kosztuje, jakie nagrody zgarnął, czy w ilu podręcznikach i encyklopediach autor się znajduje. Ja po prostu mówię sobie (i czasami innym): to mi się podoba i już. I zazwyczaj jestem w takich razach bardzo brutalny, czasem wręcz bezczelny. Po prostu nie dopuszczam żadnego odwołania od wyroku. Orzeczenie uprawomocnia się z chwilą wygłoszenia. I to jest moje credo, curriculum vitae i casus belli...

28 kwietnia 2015r.

Zdaję sobię sprawę, ponad wszelką wątpliwość, że jakiekolwiek usprawiedliwianie się z powodu kolejnej gigantycznej przerwy w dodawaniu wpisów nie ma szana w tej chwili zabrzmieć szczerze. Kolejny, i jeszcze raz kolejny raz... Nie ma chyba rady, tylko trzeba ten fakt po prostu zaakceptować i przyjąć jako normę, że kolejne pozycje pojawiają się tutaj raz na kilka miesięcy. Wtedy będzie i lżej i swobodniej.

Jakiś czas temu – w kwietniu – zamieściłem link do artykułu Profesora Stanisława Bielenia na temat kryzysu ukraińskiego, który jeszcze wówczas był tylko lokalnym sporem o Krym. Teraz, gdy sytuacja wyeksalowała, gdy trwa w rzeczywistości kryptowojna (bo przecież nikt nie powie na głos, że Rosja napadła na Ukrainę), Profesor się pojawił po raz drugi, tym razem w takim artykule o dość mocnym tytule Nie możemy pomagać Ukrainie za wszelką cenę. Artykuł, moim zdaniem, bardzo dobry, choć oczywiście nie po drodze z oficjalną linią polityczną. Warto się mu jednak przyjrzeć, nie z punktu widzenia jakichkolwiek ambicji, emocji, czy animozji (nawet skądinąd słusznych), tylko zwykłej pragmatyki. Zwłaszcza godny polecenia jest artykuł źródłowy, dostępny, również jako link z pierwszego: Pomyślmy o własnym interesie narodowym.

A jeszcze bardziej pragmatycznie i dosadnie, żeby nie powiedzeć wręcz – bezwzględnie – ujmuje sytuację Rafał A. Ziemkiewicz w artykule W interesie Polski jest, by ta wojna trwała jak najdłużej.

A z innej beczki: z wrodzoną sobie niepokornością przeczytałem i czuję potrzebę rozpropagowania artykułu Ks. Adama Bonieckiego na temat Wojciecha Lemańskiego (Tygodnik Powszechny).

Ale, żeby nie było tylko ciężko i posępnie: postanowiłem trochę zaszaleć i na zakończenie lata (30 sierpnia) przejechałem się pod Dębicę Na Śnieżka Czad Festiwal. Wprawdzie córka moja drwiła sobie, mówiąc: w tym wieku, to Ty powinieneś już na poważne koncerty do Filharmonii chadzać. Ale ja sobie powiedziałem: pieprzę to i już. Pojechałem – i nie żałuję! Potem już po fakcie, grzebiąc w internecie, napotkałem recenzję.

Wracając jeszcze do tematów poważnych, polecam ciekway wywiad z prof. Andrzejem Chwalbą, na temat Pierwszej Wojny Światowej: Europa skazana na wojnę.

A dla miłośników spraw kuriozalnych, poleacm: Operacja „wędzonka”, czyli jak za pomocą PRL'u walczyć z Unią Europejską...

I jeszcze na sam koniec dwie ciekawe „miejscówki”: Byczyna (opolszczyzna) i Smołdzino (Słowiński Park Narodowy).

21 września 2014r.

Mroczna Jerozolima – interesujący wywiad z brytyjskim historykiem Simonem Sebag Montefiore.

Wiem, że zabrzmi, jak reklama, ale to prawda. Jestem pod wrażeniem efektywności działania portalu olx.pl (dawniej tablica.pl)! Około północy wystawiłem na sprzedaż bagażnik dachowy na rowery, i już rano o dziewiątej zadzwonił klient. O dziesiątej przyjechał i po sprawie...

Jakieś dwa tygodnie temu ubawiłem się neźle, czytając ten artykuł.

26 kwietnia 2014r.

Ekspert, czyli kapitalna parodia rzeczywistości korporacyjnej. Jak mawiają: i smieszno i straszno... (jeśli nie jesteś wystarczająco biegły w angielskim, włącz polskie napisy).

Z Onetu: Kolorowe zdjęcia amerykańskiej wsi – z lat czterdziestych!

A na odreagowanie: Joanna Krupa w bikini.

6 kwietnia 2014r.

W zasadzie, to już staroć, ale wciąż jeszcze aktualna. Dość ciekawy i chłodno wyważony wywiad z Profesorem Stanisławem Bieleniem na temat sytuacji na Krymie.

23 marca 2014r.

Przejaja są...

27 lutego 2014r.

Dziewczyny z Onetu: Adriana Lima, Nicki Minaj, Emily Ratajkowski.

25 lutego 2014r.

Dość ciekawy artykuł na Onecie na temat Magdalenki i Okrągłego Stołu.

7 lutego 2014r.

Tak sobie siedzę na tym urlopie; a raczej przechadzam się po okolicy – i natknąłem się na takie coś... autentyk – prosto z przystanku!

Zastanawiam się tylko – czy to przypadek, czy zamierzona prowokacja... ?

28 sierpnia 2013r.

Tak sobie siedzę w Kuźnicy na Półwyspie Helskim, dokąd po trzyletniej przerwie powróciłem na urlop. I uświadomiłem sobie, jak znowu długi czas upłynął od mojego ostatniego wpisu. Owszem, trochę w międzyczasie zdjęć nawrzucałem, ale żadnych rozważań o–życiowych nie było...

Może to i dobrze, bo jak się nie pisze, to znaczy, że się nie ma nic ciekawego do powiedzenia. A przecież nic gorszego, niż zabieranie głosu za wszelką cenę – tylko po to, by zaistnieć...

Niemniej jednak, przestrzegając przyjętego zwyczaju, skrzętnie gromadziłem pojawiające się w internecie różne ciekawostki – czasem nawet kurioza. Korzystając więc z chwili luzu, pozwolę sobie je zamieścić – może dla odmiany tym razem z odrobiną mojego autorskiego komentarza:

Na początek wiecznie żywa tematyka żydowska. Nie zamierzam się bynajmniej dołączać do grona „głosujących” – ani w jedną, ani w drugą stronę. Trochę egoistycznie wychodzę z założenia, że osobiście nic do tego nie mam – bo po prostu nie mam. Żaden (mniemany, czy rzeczywisty) antysemityzm, ani taki, czy inny syjonizm osobiście mnie nie dotknął i chyba nie ma realnych na to perspektyw. Ale to nie znaczy, że dyskusji różnych nie obserwuję i niejeden raz solidny ładunek emocjonalny, zawarty w nich, realnie do mnie docierał! Ze wszystkich tez, najbardziej spodobała mi się wszak jedna wypowiedź i ona niech wystarczy za wszystko: antysemitą nie jest ten, kto nie lubi Żydów, tylko ten, którego Żydzi uznają za antysemitę.

Oto na Onecie artykuł na temat rzekomo skandalizującego wywiadu Profesora Krzysztofa Jasiewicza dla Focus Historia. I zaraz potem odpowiedź Profesora.

A na dodatek wspomnienia Generała Zdzisława Ścibor–Rylskiego z czasu Powstania w Getcie Warszawskim.

Zrobiłam aborcję. Żałuję – wyznania kobiety.

Maturzysto, zostałeś oszukany – rzecz o studiach.

No i interesująca oferta – oferta udziału w locie na Marsa! Ale tylko w jedną stronę...

No i znów kogoś totalnie pojebało! Szwedzcy posłowie chcą zakazać sikania na stojąco! Rzekomo dla zniesienia różnic międzypłciowych! Jak dla mnie, to im chyba wali już na mózgi dokładnie! Zapewne następnym projektem (w imię tej samej równości) będzie zakaz pożycia intymnego osób różnej płci i legalność tylko stosunków homoseksualnych! A może to i lepiej – populacja debilów by wymarła i wreszcie by nastał spokój...?

I na koniec modny przez pewien czas temat Agnieszki Radwańskiej. A konkretnie jej nagiej sesji zdjęciowej dla ESPN „The Body Issue”. Nie będę się już na ten temat jakoś specjalnie wypowiadał – to w końcu też nie moja rzecz. Faktem niezaprzeczalnym wszakże jest, że ujęcia są wykonane na wysokim poziomie, a mnie osobiście do żadnych grzesznych myśli nie prowokują. Jakby się tak dobrze przyjrzeć, to w niektórych barokowych kościołach można znaleźć rzeźby, czy obrazy pokazujące więcej kobiecego ciała! A już zupełnej pikanterii całej sprawie dodają dwie wypowiedzi duchownych: Ks. dr Marka Dziewieckiego oraz  Ks. Tadeusza Isakowicz–Zaleskiego – jakże odmienne, można by powiedzieć, że wręcz skrajnie! I komu tu wierzyć? Chyba pozostaje już tylko popatrzeć na nagą Agnieszkę, pływającą w basenie na materacu... i co najwyżej sobie pomarzyć...

23 sierpnia 2013r.

Między świętami...

Rad nierad – bardziej nierad, niż rad – musiałem dzisiaj udać się na krótkie (na szczęście) zakupy. Wskutek czego miałem wątpliwą przyjemność odwiedzić Leroy MerlinAuchan.

Po krótkim pobycie doszedłem do wniosku, że takie dni wolne, to jest chyba najlepszy biznes, jaki handel może zrobić! Wystarczy świadomość dwóch dni, w czasie których nie będzie można pójść do sklepu, i naród momentalnie dostaje jakiegoś małpiego rozumu. Tłum zaczyna się już na parkignu – nie daj Boże miejsce znaleźć. A w środku – zgroza! Półek z towarami spoza ludzi nie widać, przy kasach kolejki po horyzont. W sumie miałem sporo szczęścia, bo trafiłem na automat samoobsługowy, który przyjmował tylko karty i jakoś nikt się do niego nie pchał (oczywiście do czasu, bo jak tylko podszedłem, to momentalnie się rozległy krzyki: „co tam, jedna kolejka jest!”, „Pan tu stał?”, etc...). Mało co się nie udusiłem z tego ścisku. Coś strasznego!

Nawet w aptece było cztery razy więcej ludzi, niż zwykle...

2 maja 2013r.

Konserwatyzm Microsoftu w dziedzinie trwania w błędach stał się już niemal legendarny. I tak każdy, choć trochę bardziej wnikliwy użytkownik pakietu Office zauważył zapewne taki „kwiatek” w menu kontekstowym list numerowanych: Uruchom ponownie o godzinie 1, co oczywiście znaczy rozpoczęcie numerowania od jeden.

Jakież więc było me zdziwienie, gdy kilka dni temu, pisząc w Office 2010, zauważyłem w tym miejscu tekst poprawiony! Nie wiem tylko (jakoś nie zwróciłem na to wcześniej uwagi), czy to było w tej wersji od początku, czy przyszło z którąś aktualizacją? W  każdym razie w oknie dialogowym ustawień akapitu w zakładce Podziały wiersza i strony widnieje nadal Kontrola bękartów i wdów :)

I tradycyjnie, garść ciekawych linków:

Przyjęcie Euro

Tak z mojej pracy – rozważania na temat Hibernate

Rozważania rocznicowe – wspomnienie afery mięsnej

Uciekający radar

7 kwietnia 2013r.

Przejechałem sekundę swietlną...

To nie prima aprilis – prędzej kryptoreklama. Szkoda tylko, że już nie ma czego, gdyż tego modelu Skody Octavii nie ma już w produkcji. Jedenastoletnie auto, dziewięćdziesięciokonny silnik 1.9TDI, przebieg, jak wspomniałem, i tak naprawdę, to ani razu się na poważnie nie zepsuło.

Niestety, czy to oszołomstwo ekounijne, czy też psychoza „kryzysu paliwowego” – dość, że wszechobecnie panujący „downsizing” (to taka nowomowa mojego znajomego z serwisu) powoduje, że auta, nie dość, że coraz droższe (to fakt, i chyba nie tylko inflacja tu gra rolę), to ani bez prądu nie otworzysz, ani bez komputera nie uruchomisz, trwałość – resztki dawnej świetności, a silniki, pożal się Boże – jak można do niecałego półtora litra upchać Diesla! Tak więc, to już nie to – niestety!

1 kwietnia 2013r.

Wracam powoli...

Po, najdłuższym chyba w historii tej strony, okresie nieobecności staram się wreszcie trochę z powrotem uaktywnić. Zresztą, mam nazbieranych trochę pomysłów na odświeżenie witryny tak, żeby mój powrót nie miał charakteru wyłącznie wrzucania kolejnych cytatów i obcych linków, ale również był faktycznym rozwojem.

Owszem, skanowanie internetu w poszukiwaniu ciekawych rzeczy jest jak najbardziej słusznym postępowaniem, ale w tym roku postanowiłem dać więcej coś od siebie. Może to będzie jakis blog, może ściślejsza integracja z fotograficznymi portalami społecznościowymi... kto to wie, w którą stronę jeszcz pójdę. Ostatecznie, rok się dopiero zaczął...

Żeby tak jednak całkiem nie odejśc od cytowania, poniżej trochę rzeczy, które uzbierałem przez te trzy miesiące:

UE chce zakazać wjazdu na teren wspólnoty agresywnym osadnikom żydowskim. Bardzo śmieszne! I gdzie tu ta cała poprawność polityczna...?

Kalendarz. Oto, jak można reklamować przemysł metalurgiczny...

Życie po rzeźni. Głupi się oburzy, głupi inaczej roześmieje się głupkowato, a pozostali niech czytają i pomyślą.

3 marca 2013r.

Bardzo śmieszne!
Dziś wieczorem znalazłem na pierwszej stronie Onetu takie dwa linki, umieszczone dosłownie, jeden pod drugim:

Powietrze w Krakowie najbrudniejsze w Polsce

Kraków jednym z najpiękniejszych miast w Europie

13 listopada 2012r.

No tak: robota, robota, robota, ... i dalej robota...

Tak długiej absencji na własnej stronie, to chyba jeszcze nigdy nie zaliczyłem. Po długich dwóch latach udało się wreszcie skończyć budowę (zapewne niebawem przyjdzie czas na uzupełnienie, a zarazem zakmnięcie strony temu poświęconej...), potem przeprowadzka, rozpakowywanie, urządzanie etc, etc, etc... Słowem – wystarczająco dużo atrakcji, by nie mieć już czasu na obnażanie się w cyberprzestrzeni.

Jakoś nie mam ochoty bawić się dziś w zaangażowanie polityczne i odnosić się do kolejnych zadym z okazji Święta Niepodległości. Jak się ktoś chce bić, to już trudno – jego sprawa. Szkoda tylko, że przy okazji depcze wartości narodowe. Ale już chyba nic na to nie poradzimy – przynajmniej ja już jakoś wierzyć w to przestaję. W zamian za to pozwolę sobie tradycyjnie przytoczyć kilka linków, które przez ten czas cierpliwie gormadziłem:

Pluszowy miś wystraszył grzybiarzy. Jednym słowem – to są jaja...

Nowica – zagubiona wioska w Beskidzie Niskim. Mówcie, co chcecie, ale mnie się to podoba

Maria Konopnicka – nie taka znowu kryształowa, jak w szkole uczyli

Takie sobie, można rzec, niestandardowe podejście do naszej przedwojennej sytuacji geopolitycznej. Nie mówię, żebym się z tym zgadzał, ale zawsze warto poczytać – choćby po to, żeby się dowiedzieć, co inni myślą...

Całkiem ciekawa galeria, zdjęć Krakowa. Starych, z nałożonymi współczesnymi. Można myszką przesuwać suwak i w ten sposób błyskiem się przełączać.

11 listopada 2012r.

Kilka linków wypatrzonych w ciągu ostatnich dwóch miesięcy:

Z takim nazwiskiem, to tylko robić biznes w Polsce.

To jest prawdziwa kura znosząca złote jajka.

Ch...owa sprawa, czyli co za dużo, to niezdrowo.

22 lipca 2012r.

Kontynuując temat pięknych kobiet na Onecie: Claudia Romani. I wcale nie musi być chuda, żeby być atrakcyjna!

21 maja 2012r.

Po kolejnej długiej nieobecności:

Chcecie wiedzieć, co to jest heksakosjoiheksekontaheksafobia? To zaglądnijcie tutaj.

4 maja 2012r.

Wielka Sobota! A u mnie jakoś nastrój mało świętobliwy. Trudno! Widocznie ten typ tak ma. Różni są na świecie ludzie i widocznie Bóg tak chciał. Skoro, jak powiadają, jest mądrością nieskończoną, to widocznie rozumie lepiej, niż ktokolwiek inny, że różnorodność jest największą siłą populacji i gwarantem rozwoju. Więc, póki co, niech zostanie tak, jak jest...

A w drodze powrotnej ze święcenia wdaliśmy się z moją Małżonką w rozważania filozoficzno – teologiczne na temat istoty szatana. Właściwie padło dość konkretne pytanie z kategorii jak do tego doszło? Skoro Bóg wszystko stworzył i nad wszystkim panuje, to dlaczego dopuścił do buntu swego dzieła i to na taką skalę? znalezienie odpowiedzi na takie pytania jest chyba zupełnie niemożliwe. Zresztą to jest przecież istota wiary!

Można tylko sobie wyobrazić, że taki miał Pan Bóg pomysł, aby akurat stworzyć Wolną Wolę – i puścić rzecz na żywioł, niezależnie od konsekwencji. No i stało się! Po prostu część tej Woli się „zbiesiła”...

Ato artykuł dla miłośników komputerów Apple oraz czystych szyb.

I jeszcze coś dla ucieszenia oczu – jeśli ktoś lubi, rzecz jasna.

7 kwietnia 2012r.

To już u mnie typowe – takie długie przerwy. Nawet mi się nic na ten temat nie chce teraz pisać. Mniejsza z tym – przez te dwa miesiące przyuważyłem i przechowałem sobie takie trzy linki:

Jak trenować dziecko, czyli niepoprawna politycznie książka o wychowaniu dzieci. Niestety, zbrodniczy system społeczno – polityczny spowodował jej wycofanie z oferty wydawcy.

Prawie naga Cher z Gali Oscarowej 1987. Wtedy, to jeszcze było na co popatrzeć...

Siostry Kardashian w bieliźnie – podobno wyretuszowane...

6 kwietnia 2012r.

Co reklama, to reklama

Na ulotce widniejącej za szybą zaparkowanego przy ulicy samochodu zobaczyłem niedawno takie hasło reklamowe (nawet już nie pamiętam, co ono zachwalało): Niemiecka jakość – chińskie ceny!

I kolejne dwa linki z Onetu:

Szalona szesnastka (o amerykańskim kontrataku na Tokio w odpowiedzi na Pearl Harbor).

Aida Yespica (modelka) – jak dla mnie, to włąśnie zdjęcie jest najlepsze.

29 stycznia 2012r.

A jednak się da!

Wczoraj w hipermarkecie Carrefour kupiłem... żarówkę o mocy 100 watów! Jak to możliwe? Bardzo prosto – wystarczyło napisać na pudełku żarówka specjalna – nie stosować do użytku domowego. Jeszcze kilka obrazków – w rodzaju przekreślonej lampki nocnej, i gotowe!

A firma – importująca – pod wdzięczną nazwą Sinopol... i wszystko jasne...

5 stycznia 2012r.

Lewicowy ksiądz? Ciekawe... W każdym razie warto przeczytać.

16 listopada 2011r.

Po zadymach 11 listopada

Mówiąc szczerze, nie mam zdania. I właściwie mieć nie muszę – w odróżnieniu od wielu nie uważam, żebym się na każdy temat musiał wypowiadać. I wcale nie uważam tego za ignorancję w temacie, nieinteresowanie się losami narodu etc... Ja po prostu nie sięgam, gdzie wzrok nie sięga, jeśli wiem, że i tak nie zobaczę. Po prostu staram się robić swoje, ale poglądy zachowywać.

A czasami zapoznawać się z poglądami innych. Dlatego też zamieszczam tutaj wywiad z Pawłem Kukizem. Nie powiem, żebym popierał wszystko, co on sobą reprezentuje, ale w tym akurat temacie moje poglądy są z nim prawie w stu procentach zgodne.

13 listopada 2011r.

Kurwa Jebana Mać !!! Bo chyba tylko to można powiedzieć, gdy się czyta takie coś!

Możecie mnie wsadzić do pierdla, ale ja i tak stoję na stanowisku, że jeśli prawo jest zbrodnicze, to zbrodniarzem staje się każdy, kto to prawo egzekwuje!

10 listopada 2011r.

Spacerując z okazji dzisiejszego święta pomiędzy mogiłami bliskich poddałem się przez chwilę porcji refleksji niepokornych. Refleksji wywołanych jakimiś dziwnymi głosami dochodzącymi w ostatnim czasie ze strony środowisk klerykalnokatolickich, jakoby to kremacja zwłok była niechrześcijańska, niegodna i w ogóle be...

Że to szacunek dla ludzkiego ciała po śmierci, że godny pochówek, że miejsce pamięci dla bliskich etc... Jak dla mnie to bzdura! Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby po śmierci flaki mi wypchali trotylem i zdetonowali gdzieś ku uciesze gawiedzi. No, ale może z wiekiem mi się odmieni...?

A moje refleksje poszły w kierunku zgoła niespodziewanym, gdyż zacząłem sobie zadawać pytanie: a dlaczego nikt jakoś do tej pory nie poszedł za współczesną modą i nie zadał głośno pytania o aspekt eko całego procederu? Przecież ile to energii idzie w komin, ile szkodliwych substancji się do atmosfery emituje? A z drugiej strony – te potężne pomniki, tony betonu wlewane w ziemię? Przecież to jest jawne gwałcenie porządku naturalnego? Bóg tak stworzył świat, żeby każdy organizm żywy po śmierci się rozkładał, był zjadany przez robaki i bakterie i w ten sposób, wpisując się w obieg materii w przyrodzie, brał czynny udział w odwiecznym, permanentnym dziele tworzenia...

Czasami zdaje mi się, że na siłę chcemy zapominać o elementarnej prawdzie, dobitnie wykładanej nam nomen omen przez Kościół Katolicki: żeś z prochu powstał i w proch się obrócisz!

W każdym razie, jakby co, to proszę mnie zakopać w gołej ziemi, w zgrzebnym lnianym worku – i koniecznie bez żadnych syntetyków!

1 listopada 2011r.

Z powodu zwyczajnego już u mnie kolejnego zgęszczenia zajęć w minionym miesiącu, dziś na Wszystkich Świętych kolejna zbiorówka z ciekawych linków minionego czasu:

Jak Korwin Mikke podsumował Kaddafiego.

Kapliczka dla esesmana, czyli nie– czarno biała historia z wojny.

Zwłoki mogą być użyteczne, czyli do czego jeszcze się możemy przydać.

Co dobrego robię w życiu, czyli niekościółkowa wiara w Boga.

Punkt siedzenia – artykuł o więzieniach w Rosji.

Las o świcie – z fotoblogu Tomka Kierkowicza.

Oczojebne HDR'y.

Jeszcze jeden HDR (tym razem krajowy).

1 listopada 2011r.

Wybory – już zakończone... A u mnie w kręgach rodzinnych, jak zwykle (czyli co cztery lata...) – burza sugestii, nacisków, wręcz szantaży: macie głosować na tego... ten dobry... a ten to wręcz szatan wcielony, i tak dalej...

A już najbardziej, to mnie wkurwia (wiem, że to obrzydliwe słowo, ale ani przez moment nie waham się go tutaj użyć), jak słyszę, że ten, to przecież nie ma żadnych szans, to zupełnie zmarnowany głos! To znaczy, że jak? Że mój głos ma mieć sens tylko wtedy, gdy go oddam na tego, kto ma szansę? Czy tutaj ma chodzić o to, żeby wybrać kogoś za wszelką cenę?

Ejżeż...! A w końcu, kto powiedział, że ja chcę kogokolwiek wybrać? A jeżeli mi się nie podobają ani Jedni, ani Drudzy i chcę właśnie wyrazić swoją wolę i wskazać na tych Trzecich, to co?

W końcu, czy to mam głosować ja, czy sondaże publiczne?

Żeby sobie już dłużej życia nie truć, poniżej, jak zwykle, kilka linków:

Największy z bogów (z Blogu Biszopa)

Żabie Doły (fotogaleria)

Adriana Lima w prezentacji bielizny Vistoria's Secret

9 października 2011r.

„Ja jestem Żyd z Wesela” – czyli rzecz o medialnym zniszczeniu człowieka

Teatr – zapomniane medium

No właśnie! Czy ktoś w ogóle jeszcze pamięta, co to takiego teatr? Dziś, w dobie przenośnych odtwarzaczy MP4, smartfonów z wbudowanymi aparatami dającymi jakość zdjęć przewyższającą profesjonalny sprzęt sprzed kilkunastu lat, filmów on-line przez internet - czy nawet wypada mówić o czymś tak passé?

Mała dygresja: przed dziesięcioma laty w ramach urodzin Rodzice podarowali mi ponadstuletni zegar ścienny, który towarzyszył mi w domu rodzinnym od samego początku. Gdy go zawiesiłem na ścianie i zacząłem pierwszy raz nakręcać, moja (kilkuletnia wówczas) Córka stanęła na środku pokoju z oczami jak pięć złotych i wstrząśnięta do głębi zaczęła pytać: a co to takiego Tata robi?

Z powrotem w temacie: jednak wypada. Co więcej, nawet trzeba zarezerwować wcześniej bilety! Prawda, że scena mała, ale też charakter sztuki sprawia, że na dużej w zasadzie nie miałaby racji bytu. Tadeusz Malak, wcielający się w rolę koncypienta Filipa Waschütza opowiada historię napisaną przez Romana Brandstaettera tak po prostu – jakby do nas...

Prawda! W końcu jak nie do nas, to do kogo? Tyle, że można „głosić kazanie” ze sceny, niczym ambona, górującej nad głowami widzów, a można też spokojnie, kameralnie, nieraz wręcz na granicy słyszalności (ale tej scenicznej granicy – z perfekcyjnie profesjonalnym wyczuciem, jak dalece można się posunąć ze ściszaniem głosu, czy niekiedy wręcz nawet nonszalanckim rozmywaniem dykcji, aby widz ani przez moment nie utracił nawet jednego słowa) mówić tak, że aż się odruchowo chce wejść w dialog i coś odpowiedzieć.

A sztuka? Właśnie, trzeba by na początek wrócić do żródeł. Wesele Stanisława Wyspiańskiego. Wielki, młodopolski manifest symboliczno – narodowo – patriotyczny. Nie jestem zresztą pewien, co tak naprawdę Artysta miał na myśli? Czy to była apoteoza, pastisz? A może tak po prostu – po modernistycznemu – sztuka dla sztuki? Zwyczajnie: był, zobaczył, napisał, wystawił... i wybuchło! Jest rok 1901, nie ma radia, telewizji, internetu... tylko teatr. A w nim – coś niebywałego! Coś, co łamie konwenanse, niekiedy ociera się o skandal, w innych miejscach wręcz wydaje się otwarcie atakować podstawy ówczesnego układu polityczno – państwowego (wiadomo, zabory – a tu Stańczyk, Wernyhora...). Skutek? Wielki sukces, po prostu hit medialny, bestseller! A w dodatku niezwykły, bo realistyczny. Wystarczyło wsiąść w dorożkę (dziś w taksówkę, albo tramwaj ósemkę), pojechać do wsi Bronowice Małe (teraz ulica Tetmajera) i na własne oczy zobaczyć: Czepca, Młodych... czy choćby karczmę z Żydem w środku.

I tu cały pasztet się zaczyna. Niejeden z nas dałby wszystko, żeby choć na te przysłowiowe pięć minut znaleźć się w telewizorze. Choćby trzeba było się wyrzec wszystkiego, czym żyje na codzień, zaprzeczyć samemu sobie, stać się przed kamerą kimś zupełnie innym – tylko na tę chwilę, na pokaz... Zresztą, co tu dużo mówić? Ile razy, chcąc przywołać w rozmowie jakiegoś aktora, którego nazwiska nie pamiętamy, mówimy mniej więcej: „no wiesz, ten co grał ... (tu pada nazwisko słynnej postaci w niemniej słynnym filmie)...

Tyle, że taki aktor zazwyczaj bierze za to ciężką kasę. A przede wszystki świadomie i dobrowolnie godzi się na to, że w pewnym momencie przestaną o nim mówić nazwiskiem, tylko postacią filmową (w „moich czasach” polski zespół rockowy TSA śpiewał: By być kimś, jest się nikim).

A Hirsz Singer, karczmarz z Bronowic? Po prostu: wynajmuję salę wraz z obsługą na pańskie fanaberie – bo jakiś świrus miejscki uparł się ożenić z chłopką – ale cóż, biznes, to biznes! Płacisz – masz.

I stalo się. Wesele było, goście pojedli, popili... a między nimi „taki mały, rudy, co ani jadł, ani pił, tylko stał i się patrzył” I co wypatrzył, to opublikował, w dodatku nie pytając nikogo o zgodę.

Ja jestem Żyd z Wesela, to niejako „Wyspiański inaczej”. To wgląd za fasadę popularności i owej bezwzględnej medialnej agresji (cel ten sam, tylko środki inne, niż dziś), która nie liczy się z nikim. Nie pyta człowieka, czy on chce, czy nie, tylko mówi: „ten będzie sławny, a ten nie”.

Singer, perfekcyjnie zagrany przez Jerzego Nowaka, nie chciał. To człowiek, który nade wszystko cenił sobie własną tożsamość. On krzyczy: „nazywam się Hirsz Singer!” Przez krzyk przebija rozpaczliwa skarga – że on teraz utracił nazwisko, że teraz to on jest już tylko „Żyd z Wesela”!

Dziś powiedzielibyśmy: nie wytrzymał presji. Analityk biznesowo – PR'owy zaraz by powiedział, że zamiast rozpaczać, biadolić i załamywać ręce, powinien był z marszu powiesić nad drzwiami szyld Karczma u Czepca a w środku serwować bigos Wesele i wódkę Wyspiński. I w miejsce narzekań, że córka Pepka każe się nazywac Rachel, z dumą wypromować jej nowy image medialny...

Ale to nie to! Nie ten rodzaj ludzki. On wolał raczej odejść, usunąć się w cień, zniknąć za życia – ale tożsamość wziąć ze sobą.

Śmiech, który początkowo raz po raz wybucha na widowni, gdy sztuka, prowadzona po cienkiej linie tragikomedii, raz po raz przechyla się na komiczną stronę, wraz z rozwojem akcji zamiera na ustach, ustępując coraz częściej miejsca refleksji, zamyśleniu, wręcz wstrząśnięciu.

Chociaż...

Gdy po powrocie do domu rozpoczęliśmy dyskusję na temat dopiero co obejrzanego dramatu, przedstawione przeze mnie powyższe refleksje moja Żona nagle a niespodziewanie skontrowała celnym spostrzeżeniem: „a przecież zauważ, na co on się najbardziej skarżył: że córka wódkę chłopom na borg daje. Może, gdyby nie na borg, to by mu ta Rachel nie przeszkadzała?” Może...?

Cokolwiek by na ten temat nie powiedzieć, więcej chyba nie ma sensu pisać. Można co najwyżej oddać głos zawodowym recenzentom teatralnym, którzy doskonale opowiedzą to, co tutaj pominąłem: kliknij tutaj, aby otworzyć stronę.

A poniżej, już bardziej na luzie, kilka linków do fajnych galerii zdjęć:

Ukraińskie Bieszczady

Panoramy z różnych zakątków świata

Dziewczyna Września

2 października 2011r.

Językowa Fantazja dziennikarska nie zna granic! Dziś na Onecie Znalazłem link, zatytułowany, nie inaczej, jak: Baranie, nie bierz kredytu!. Wiedziony ciekawością kliknąłem – i otworzył mi się artykuł o tytule... Zanim weźmiesz kredyt, sprawdź znak zodiaku....

23 września 2011r.

No i znowu po staremu! Czyli, nic się nie zmieniło – co najwyżej na gorsze, albowiem tym razem zaliczyłem aż półtoramiesięczną przerwę. Wszystko po kolei: różne sprawy bieżące, w tym też budowa, która jest w stanie zagospodarować dosłownie każdą wolną chwilę. Ale, że udało mi się wreszcie urwać kawałek czasu na uzupełnienia, więc i w tym dziale znajdzie się trochę nowości – o ile w takiej sytuacji w ogóle można je nowościami nazywać...

Ale póki co, jak zwykle garść ciekawostek z kraju i ze świata:

Bananowe skurwysyństwo

Takie określenie przyszło mi do głowy, gdy kilka dni temu wszedłem do hipermarketu należącego do znanej sieci handlowej. Nazwy podać nie mogę, bo przy takim tytule łacno mógłbym popaść w tarapaty. Ale, kto wnikliwy, i tak się zorientuje...

Otóż, wchodzę sobie i co widzę? Tłum ludzi kłębiących się przy wystawionym stosie pudeł z bananami. A nad głowami powiewające wielkie tablice: 1.89 zł/kg. No pięknie! Podchodzę więc bliżej i... syf, malaria i korniki! Strach nawet wziąć do ręki, żeby się takie coś nie rozleciało!

Niewiele myśląc więc, poszedłem dalej do swoich zakupów. Po drodze przyszło mi wstąpić na dział owocowo warzywny. I tam co widzę? Te same banany, w tej samej cenie... tylko o niebo lepszej jakości! Właściwie, to zupełnie inny świat.

Chociaż... w końcu jesteśmy dorośli i w zasadzie, to wiemy, co czynimy. Jeśli ktoś chce dobrowolnie pozwalać robić z siebie głupka, to czemu mu tego zabraniać? Ostatecznie więcej dobrych bananów dla mnie zostanie...

Za to tutaj można zobaczyć kilka bardzo fajnych zdjęć kobiet pod prysznicem!

Po wielu latach, zupełnie przypadkowo, udało mi się odnaleźć artykuł, opublikowany w 1994 roku w Gazecie Wyborczej, który w sposób niezwykle czytelny i jasny przybliża znaczenie, jakie dla ówczesnego świata miała I Wojna Światowa. Bo rzecz w tym, że to właśnie ona była prawdziwym przełomem dla całego tamtego świata. Koniec pewnej epoki, wyznaczany z jednej strony przez skostniałe układy, zakorzenione jeszcze głęboko w rzeczywistości feudalnej, z drugiej strony rewolucję przemysłową w XIX wieku i związane z nią zarówno nowe szanse, jak też nowe problemy i wyzwania... To musiało kiedyś pęknąć, i to bynajmniej nie w drodze spokojnej ewolucji, tylko właśnie w ten sposób – nagłym szarpnięciem. A bliższa nam mentalnie Druga Wojna była tak naprawdę „wstrząsem wtórnym”, wynikłym z niestabilności wytworzonego po tamtej wojnie układu.

Tekst artykułu jest dostępny tutaj.

Poniżej dwa linki do YouTube, pokazujące próbę włamania przez okno z szybą klasy P4:

Link 1, Link 2. Nawet, jeśli to videomontaż, to wygląda fajnie... :)

Joe Monster – niszowe top 50 cytatów programistów

Narkotyki do sklepów, czyli wreszcie jakiś głos rozsądku...

29 sierpnia 2011r.

Włos się na głowie jeży, nóż w kieszeni otwiera, a kurwy same na usta lecą, jak się czyta taki artykuł! Co za szczęście, że Polska jest jeszcze krajem cokolwiek zacofanym...

14 lipca 2011r.

Klątwa K–19. Śmierć w kolorach tęczy. Artykuł o awarii reaktora na radzieckim okręcie podwodnym.

Zagadka: Z jaką aplikacją nie współpracuje firmowa mysz marki Microsoft?

Odpoweidź: Microsoft Word 2007 – Ctrl+kółko nie powiększa tekstu... :D

7 lipca 2011r.

Po długiej przerwie...

Znów mnie prawie miesiąc tu nie było. Jak zwykle, zagęszczenie zajęć, przede wszystkim intensywne wznowienie prac budowlanych (w stosownym dziale też zdjęć brakuje, ale to głównie z powodu braku odpowiednio medialnych ujęć). W międzyczasie nagromadziło mi się sporo ciekawostek, które poniżej postaram się przedstawić w miarę zwięźle:

Jeśli jesteś fanem, lub choćby zwolennikiem Skody i przypadkiem zamierzasz sobie kupić Octavię, to najpierw zaglądnij tutaj. Ja wprawdzie sam mam Octavię, ale to jest porządny model z początku wieku... :)

Drugie oblicze wojny – artykuł opublikowany chyba w konwencji rocznicowej (70 rocznica ataku Niemiec na ZSRR). Traktuje o nadziejach Polaków z Kresów Wschodnich na polepszenie losu przy przejściu spod okupacji sowieckiej pod niemiecką. Ja zresztą do tego tematu już kiedyś wspomniałem w dziale O sobie. Kto ma ochotę, niech zaglądnie.

Cycki wszystko sprzedadzą – to chyba jedyny komentarz, jaki można zamieścić do tej strony.

Zobaczyłem reklamę Media Markt pt.: Ile cali o tyle % obniżamy ceny!!! (dotyczy laptopów). I od razu się zacząłem zastanawiać, czy nie mają czasem w sprzedaży stucalowych laptopów.

Fajnę reklamę usłyszałem niedawno w RMF MAXXX: Asia jedzie na obóz pacyfistów – w Bieszczady. Gdyby grała w RMF MAXX, mogłaby jechać nad Pacyfik...

Znalazłem niedawno świetny artykuł – z Endyklopedii Staropolskiej, traktujący o obyczajach pojedynkowych w Polsce. Bardzo budujący, gdyż naświetla przede wszystkim niezwykle wyważone i rozsądne stanowisko systemu prawno–obyczajowego Polski na przestrzeni wieków, przeciwstawiając je bezmyślnemu brutalizmowi i ciemnogrodowi europejskiemu. Doskonały do leczenia kompleksów. Tekst tutaj.

1 lipca 2011r.

Sprzedać wyż...

Jakiś czas temu, na stronie z prognozą pogody ICM, znalazłem taki oto cytat:

... Tradycja nadawania nazw europejskim niżom i wyżom narodziła się w 1954 r. na Freie Universität Berlin w 1954. Uniwersytet był w tamtych latach odpowiedzialny za prognozy dla regionu Berlina i nadawał niżom imiona żeńskie, wyżom – męskie. Po 1998 r. kiedy rozpoczęła się dyskusja o dyskryminacji kobiet – dlaczego to kobiety mają być odpowiedzialne za wszystkie klęski i katastrofy – przyjęto, że w latach nieparzystych niże noszą imiona męskie a wyże żeńskie, w latach parzystych odwrotnie. Stąd też nazwa niżu – VICTOR a wyżu, który odsuwa się na wschód – ARIANE. Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że potencjalnie każdy może „przysposobić” sobie jakiś wyż albo niż – być jego sponsorem za 299 euro (wyż) lub 199 euro (niż). Niże są tańsze, bo zwykle utrzymują się nad kontynentem krócej niż wyże, a dłuższa reklama kosztuje więcej. Uzyskane w ten sposób fundusze przeznaczane są utrzymanie uniwersyteckiej stacji meteorologicznej 10 381 (Berlin–Dahlem)...

Znalezione na Joe Monster: domek z garażem.

12 czerwca 2011r.

Oszczędność, ekologia – czy może bliżej obywatela? Takie pytania cisnęły mi się do głowy dzisiaj po południu, gdy ujrzałem patrol Straży Miejskiej... na rowerze.

25 maja 2011r.

Paść można ze śmiechu: co za durne Angole!

23 maja 2011r.

I znów na prawie miesiąc musiałem zamilknąć – samo życie...

Kultywując swoje zainteresowania historycznowojenne, natrafiłem na taki artykuł: Zbrodnia bez kary.

A ze spraw lżejszych, taki oto link: (kliknij, by zobaczyć...).

22 maja 2011r.

Wielkanoc! I wreszcie trochę luzu i spokoju. Choć, pisząc szczerze, to trochę świadomie przeze mnie sterowanego. Ot, po prostu powiedziałem sobie: dziś nie pracuję!. Najpierw uzupełnię trochę zaległości tutaj, a potem wezmę się za to, co lubię najbardziej, czyli obróbkę zdjęć (zaległych zresztą, bo jakżeby inaczej...).

A skoro o zaległościach mowa, to jak zwykle, trochę linków do ciekawych artykułów (właśnie się zorientowalem, że najstarszy ma już równo miesiąc):

Uratowałem życie Adolfowi Hitlerowi, czyli wspomnienia sanitariusza z Pierwszej Wojny Światowej, który zabrał z pola rannego Hitlera.

Jak ludzie tam mieszkają? – znalezione na Joe Monster.

Ludobójcze rzezie na KresachKulisy zbrodni kieleckiej – dwa bardzo ciekawe artykuły znalezione na niedawno odkrytym portalu iArchiwum.pl.

Świetny blog: dzieci tamtych rodziców. Nie wiem, co Wy na to, ale jak dla mnie, to rewelacja!

Książka o przyjemności zabijania – opublikowane po latach protokoły z podsłuchów rozmów niemieckich jeńców wojennych. Kolejny przyczynek do tezy, że wcale nie trzeba wiele, by z człowieka zrobić zbrodniarza...

Taka mała prowokacja: Kiedyś to była szynka!. Czyli: jak dobrze było w PRL–u!

24 kwietnia 2011r.

Dziś, a właściwie już wczoraj, poszliśmy rodzinnie do kina. Bardzo dobry polski film – Wygrany. Nie o filmie jednak napisać chciałem, tylko o wrażeniach z samego pobytu.

Postanowiliśmy mianowicie zaszaleć i podarować sobie odrobinę luksusu w postaci wizyty w Strefie VIP (Cinema CityGalerii Bonarka), czyli: bar przed, fotele na prąd w trakcie i takie tam sobie. A przede wszystkim... całe kino dla nas! Zarówno przed seansem, jak i w trakcie okazało się, że byliśmy jedynymi gośćmi o tej porze! Fajnie.

A przed samym filmem – makabra! Przez pomyłkę przyszliśmy ponad godzinę za wcześnie, co zaowocowało (bo jakżeby inaczej) koniecznością pochodzenia po sklepach. I tu zacząłem się zastanawiać, czy moje Kobiety są już tak zepsute, czy rzeczywiście jest takie dno w ofertach handlowych sklepów? W żadnym z niech bowiem, nie zdążyłem się nawet porządnie ponudzić – i już padała komenda: koniec, wychodzimy! Ciekawe...

11 kwietnia 2011r.

Z Onetu: Naga kobieta na skale, czyli jak Amerykanka próbowała zejść na skróty na plażę nudystów – od razu w stroju plażowym :) Szkoda, że filmu z samej akcji nie pokazali...

7 kwietnia 2011r.

Otworzyłem dzisiaj sezon rowerowy. Niewiele, bo tylko dziewięć i pół kilometra: Swoszowice, Rajsko i z powrotem, ale zawsze się liczy!

30 marca 2011r.

GROM z jasnego nieba, czyli: jak dostać się do GROM'u. Włos się jeży na samą myśl...

27 marca 2011r.

Dziś niedziela.

Właśnie przed chwilą przyszła mi do głowy taka myśl: czy czasami kler rzymskokatolicki sam z własnej woli skutecznie nie uzbraja wszelkiej maści antyklerykałów – przynajmniej w argumenty?

Chciałem po południu wstąpić do kościoła u mnie na osiedlu (to duża parafia, na mszy zawsze tłumy), wprawdzie tylko po gazetę (Niedziela, nomen omen), ale zawsze to jakieś wstąpienie, i... kościół szczelnie zamknięty...

A Carrefour obok szeroko otwarty – i zaprasza!

20 marca 2011r.

Przychodzi Żyd do Pana Boga i zmartwiony powiada:

 – Panie Boże! Syn mi się ochrzcił!

A na to Bóg:

 – Wiesz co? A mój też!

 – No i co zrobiłeś, Panie Boże?

 – Zmieniłem Testament.

Żona do męża:

 – Piszą, że woda podrożała...

 – O, wreszcie i abstynentom się do dupy dobrali!

Dziesięć przykazań ma 279 słów.

Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych 300 słów.

Dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie przewozu cukierków karmelkowych 25911 słów...

19 marca 2011r.

No i, mówiąc szczerze, w takie dni jak dziś, trochę mi się moje, z natury liberalne, poglądy chwieją...

O co chodzi?

Ano o to, że na codzień, nie jestem zwolennikiem doktryny prewencji – raczej skłaniam się ku doktrynie represji. Jaśniej? Proszę bardzo! Zamiast tworzyć zatrzęsienie rozmaitych przepisów z kategorii broniących mnie przed mną samym, ja postuluję prawo proste i zwięzłe, sprwadzające się do fundamentalnych założeń: jednostka jest wolna, świadoma i – w pełni odpowiedzialna. Za swe czyny, rzecz jasna.

A więc: zakazujemy – jedynie absolutne minimum. Nie więcej, niż to jest bezwzględnie koniecznie i tylko w sprawach fundamentalnych. W zamian, wyraźnie wytyczamy granice między tym, co wolno, a czego nie. I gdzie jest granica zbrodni. A potem z całą surowością i bezwzględnością egzekwujemy kary za złamanie prawa. Bez żadnych taryf ulgowych i okoliczności łagodzących (cudzysłów zamieszczam celowo – kto ma rozum, niechaj myśli...).

Tylko... czy jednostka rzeczywiście dorosła do owej wolności i odpowiedzialności...?

Dziś w godzinach porannych (między siódmą a ósmą) wywrócił się TIR na południowej obwodnicy Krakowa. Próbował wyprzedzać w śnieżycy, wypadł z pasa i wleciał do rowu. Kierowca zginął, przygnieciony żelastwem, które wiózł na pace, a autostrada stanęła. Wraz z nią południowo–zachodnia część miasta.

Efekt? Pół godziny w korku na autostradzie, aż dojechałem do przypadkowo otwartej bramki technologicznej, przez którą razem z innymi salwowałem się ucieczką na przełaj przez pola. Następnie półtorej godziny (sic!) jazdy różnymi opłotkami (totalnie zakorkowanymi!) aż do Wisły... a potem już zwyczajnie, czyli pół godziny resztę drogi do firmy. Razem dwie i pół. Dla porównania: normalny przejazd autostradą, to osiemnaście do dwudziestu minut, a przez miasto maksymalnie do godziny (w szczycie komunikacyjnym).

I nawet już winić nie ma kogo...

Więc pomyślałem przez chwilę: a może należałoby po prostu wprowadzić bezwzględny zakaz wyprzedzania dla samochodów ciężarowych? A do tego z całą drastycznością ustalić i egzekwować kary z najwyższego pułapu – włącznie z dożywotnią utratą prawa jazdy?

A może to tylko negatywne emocje? W końcu za tydzień nikt już nie będzie pamiętał o wypadku...

25 lutego 2011r.

Znalezione na Joe Monster: Kampania antyrasistowska

Dziś, dzięki mojemu kumplowi z pracy dowiedziałem się, co można wozić na tylnym siedzeniu samochodu osobowego marki Opel Corsa. Gdy rozmawialiśmy na tematy budowlane (on też buduje dom, tylko jest już trochę dalej), na koniec mi powiedział: jak będziesz wychodził z pracy, to zobacz, jakie fajne rzeczy kupiłem – mam na tylnym siedzeniu. Więc, wychodząc spojrzałem, i co widzę: Cały tył po dach załadowany... drewnem kominkowym.

24 lutego 2011r.

No i znowu mną zatrzęsło. Tym razem po przeczytaniu tego artykułu. I niech mi ktoś spróbuje powiedzieć, że Amerykanie nie są narodem całkowicie pojebanym! Najpierw psycholog każe dziecku rysować to, co czuje, a jak narysuje (w końcu jedenastolatek, to jeszcze zupełne dziecko, nie odróżniające niekiedy fantacji od rzeczywistości), to dawaj: policję na niego i do pierdla! Jeśli taki poziom ma prezentować Wielki Brat, rzekomy gwarant naszego bezpieczeństwa (w ramach NATO) – to włos się jeży na samą myśl...

Całe szczęście, że przynajmniej te jakieś dziesięć tysięcy kilometrów oceanu jest po drodze – może ta zaraza jeszcze jakiś czas będzie się trzymała od nas z daleka? Choć wciąż Polacy, jak głupie barany pchają się tam, jak do jakiejś Ziemii Obiecanej... Zresztą, co tam – Moja Małżonka właśnie otrzymała prywatne zaproszenie na krótki wyjazd, czego skutkiem była ponad dwugodzinna sesja internetowa wypełniania wniosku wizowego. Cośmy się przy tej okazji naklęli, to nasze. A ubaw przy okazji był, i owszem – jak przyszło odpowiadać na pytania w rodzaju: czy w ciągu ostatnich dziesięciu lat przybywałeś do USA, by uprawiać prostytucję, lub czerpać korzyści z nierządu?, czy należysz do organizacji terrorystycznej?, czy brałeś udział w ludobójstwie?, etc...

Szkoda gadać! Póki co, ja jednak wolę nasz polski, zaściankowaty grajdołek, w którym choć jeszcze resztki zdrowego rozsądku pozostały – przynajmniej w narodzie, bo Herrenvolk urzędniczy, czasami też bywa bardziej unijny, niż sama Unia. Ale to już temat na osobny blog...

Żeby już tak zupełnie nie zdołować – bardzo fajny link do fotogalerii zatytułowanej Wrak świata.

23 lutego 2011r.

Kolejna gupota urzędnicza: Ile kosztuje Morskie Oko?

Z blogów Onetu: Młode ciało.

Bardzo fajny filmik animowany pod wymownym tytułem: Zbrodnie i Kary.

Dać ludziom GPS'a, to zobaczcie co narobią!

I na koniec, taki sobie dialog:

 – wczorajszej nocy zorientowałem się, że nie byłem twoim pierwszym ...

 – i nie ostatnim

19 lutego 2011r.

Pojebany świat: Gdzie my żyjemy!?!

17 lutego 2011r.

Krótki dialog rodzinny (podczas przyrządzania obiadu):

 – Jaka potrawa ma najwięcej witaminy C?

 – Pastylka

Tytuł artykułu: W tym kraju kobiety regularnie biją mężów. Chcecie wiedzieć, gdzie: to kliknijcie tutaj.

Znalezione przy okazji: przyczyny katastrofy Hindenburga.

Z innej dziedziny życia – z fotograficznej:

Niedawno w serwisie digart.pl trafiły mi przed oczy galerie z bardzo pięknymi aktami. Temat, jak wiadomo od zawsze – kontrowersyjny. U jednych budzi zachwyt, u innych niezdrowe emocje, a u jeszcze innych swięte oburzenie: że grzech, że zgorszenie, obraza boska, że jaka to sztuka....

Faktem pozostaje jedno: chyba rację mają ci, którzy reprezentują pogląd wyrażony kiedyś–tam przez kogoś–tam słowami brzmiącymi mniej więcej tak: nie sposób odbierać nagości kobiecego ciała w zupełnym oderwaniu od zakodowanych w niej treści erotycznych. Kto tak twierdzi, ten musi być albo impotentem, albo głupkiem. Trochę może dosadnie powiedziane, ale jakże autentycznie! Ja się w każdym razie zgadzam.

Rzacz w tym aby, nie wpadając w nadmierny a szpetny abstrakcjonizm, ukazać piękno i powab, a nie wejść w konwencję wulgarnego pornosa! A, że treści erotyczne...? Trudno! W końcu, gdyby nie one, nie byłoby nas na świecie... Ani mnie, ani Ciebie, Czytelniku, ani operatorów serwera tej strony... se la wi...

W każdym razie, skoro ktoś się zdecydował pozować, ktoś inny fotografować, a obie strony się zgodziły opublikować, to ja nie widzę powodu, aby tego nie propagować dalej. Zapewniam, że wiele we mnie szacunku dla tych pięknych dziewcząt i fotografów, którzy w ten jakże odważny sposób zdecydowali się wyrazić swoje uwielbienie! A jeśli się ktoś się chce gorszyć – to trudno. Jego sprawa, jego problem...

Poniżej linki do najlepszych (moim zdaniem) zdjęć:

Majeczka

Justa

Dorota

Helianthus ...... II

Karolina i Laura

Smyrt

Livia

Dagmara

Dagmara

Kamila i Luisa

Daga

Monika

Weronika

Liwka

23 stycznia 2011r.

Kilka artykułów z Onetu, godnych przeczytania:

Ja kradłem, kradnę i będę kradł! – czyli wyznania złodzieja.

Niewidzialna ręka masonów kontroluje Francję

Wymieńmy się – zebrano 3,5 tony pieniędzy

Zbrodnicze porachunki krakowskich kiboli

I trochę luźniejsze klimaty:

Kilka dni temu przyczytałem artykuł poświęcony zagadnieniom prawnym związanym z zakłócaniem ciszy nocnej. W artykule wypowiadał się radca prawny firmy... Chałas i Wspólnicy.

Czytam Ci ja zapowiedź innego artykułu: Legendarna para chłopców będzie miała pomnik. Otwieram i co widzę: Bolek i Lolek w końcu doczekają się w Bielsku–Białej swojego pomnika.

22 stycznia 2011r.

Kilka reflekcji na podsumowanie ubiegłego tygodnia:

Jak można zniszczyć człowieka?

W środę, 12 stycznia w Poznaniu miał miejsce pogrzeb śp. Stefanii Kasprzyk, wieloletniej prezes firmy Polskie Sieci Elektroenergetyczne Operator S.A., która zmarła 2 tycznia. Piszę o tym, bo to przyjaciółka mojej Żony, a poza tym wielki Mecenas Sztuki (przez duże Sz).

Można by rzec: śmierć, jak śmierć, w końcu wszyscy kiedyś umrzemy. Gdyby nie znajomość kilku faktów: jak w przeciągu ostatnich miesięcy jej prezesury była permanentnie niszczona, szkalowana, pomawiana anonimowymi donosami (sfałszowanymi zresztą – sprawa jest w prokuraturze), a wreszcie z dnia na dzień jednym telefonem odwołana ze stanowiska bez jednego słowa wyjaśnienia.

Nie ma się co oszukiwać – takie sprawy nigdy nie pozostają bez wpłytu na zdrowie! Nawet, gdy w grę wchodzą różne dolegliwości nawarstwiające się od lat – tym bardziej wystarczy tego typu impuls, żeby się wszystko posypało...

Cześć Jej pamięci!

A sprawa zrobiła się już trochę głośna. Na tyle, że Rzeczpospolita poświęciła jej artykuły, dzień po dniu: Elektroniczna akcja: oczernić panią prezesSprawa Kasprzyk, sprawa honoru.

Zdaje się, że wymyślono kiedyś określenie mord polityczny...

Na odreagowanie: lis postrzelił myśliwego (i nie był to bynajmniej Tomasz Lis) :D

I jeszcze: 1000 zł kary za niecodzienny żart w sądzie.

Jakie są trzy najpopularniejsze słowa na świecie?

 – Made in China

Pod niemieckimi łóżkami – książka polskiej sprzątaczki.

I wcale nie śmieszne: Porachunki kiboli. A ja mieszkam trzysta metrów od tego miejsca...

17 stycznia 2011r.

Czwartego stycznia. Zaćmienie słońca. I moja największa wtopa fotograficzna, odkąd zacząłem się tym na poważnie interesować...

Przed wschodem wdrapałem się na Kopiec Krakusa, gdzie razem z dwójką innych waryjotów czekaliśmy cierpliwie, aż się zacznie. I wreszcie się zaczęło. Zrobiłem kilka fotek z rozpoczęcia... po czym stwierdziłem, że teraz sobie pojadę do pracy, wypiję spokojnie poranną kawę i razem z kolegą – drugim fotografem wyjdziemy sobie przed budynek i akurat złapiemy kulminację...

Jak rzekłem, tak zrobiłem. Przyjechałem i... cały Zabierzów we mgle...:( Można rzec – mieliśmy zaćmienie całkowite...

W każdym razie wniosek wyciągnęliśmy z tej historii jednomyślnie – nie należy przychodzić do pracy...

Na odreagowanie: artykuł o osiągnięciach naukowych w ubiegłym roku.

A w kwestii fotografii: niedawno znaleziona strona Andrieja Razumowskiego. Dla koneserów piękna kobiecego ciała na szczególne polecenie zasługuje projekt mleko.

4 stycznia 2011r.

I po Sylwestrze. A przy okazji, to dziś rocznica Naszego ślubu – osiemnasta. Choć jedni z naszych znajomych gratulowali nam już dwudziestej :)

A Sylwestra spędziliśmy w Karczmie Zbójnickiej w Zawoi. Po raz pierwszy od wielu lat i to w dodatku zupełnie przypadkiem. Nasi przyjaciele z Krakowa zaczęli kilka dni wcześniej indagować, że może by tak coś...? I od słowa do słowa zgadaliśmy się. Alek wynalazł tę karczmę w internecie, miejsce zamówiliśmy i... z samego rana się rozchorował. Tak więc w końcu poszliśmy sami. Ot, paranoja! Szkoda wielka, bo impreza fajna była. Trudno, dopust Boży...

Jutro rano trzeba już na pełny zegar do roboty. A organizm rozleniwiony i się nie chce... :(

Żeby tradycji nie łamać, poniżej kilka kolejnych linków do artykułów znalezionych w ostatnich dniach:

Dość krytyczny artykuł na temat naszej narodowej religijności. Z Wyborczej wprawdzie, ale nie do zlekceważenia. I od razu następny.

Życie po skoku – to z kolei opowieść o młodzieńcu, który skręcił kark podczas skoku na głowę. Nie wiem akurat, skąd artykuł się teraz wziął na wierzchu. Zwykle takie tematy pojawiają się latem. Ale może koniec roku i ktoś chciał na podsumowanie coś wyciągnąć? W każdym razie tekst zasługuje na uwagę. Może ktoś przeczyta i nie skoczy...?

2 stycznia 2011r.

Powoli Boże Narodzenie dobiega końca. Z powodu zmagań z chorością gardłową moje uczestnictwo w nim momentami było trochę na pół gwizdka, ale jedno mi szczególnie zapadło w pamięć, jako niezwykle pozytywny i szczęśliwy aspekt tych Świąt – że prawie wcale nie oglądaliśmy telewizora!

Taka sobie krzyżówka.

Czwartego stycznia będzie zaćmienie słońca.

Kilka dni temu chciałem tym tematem jakoś zainteresować moją córkę, więc poleciłem jej, aby sprawdziła w Google, co nastąpi tego dnia. I co wyszło na pierwszym miejscu? Casting do You Can Dance!

26 grudnia 2010r.

Z Onetu na rocznicę Powstania Listopadowego.

26 listopada 2010r.

Dla tych, co naiwnie wierzą w przyjaźń i współpracę.

Fajny skok.

26 listopada 2010r.

Po bardzo długiej przerwie znów garść ciekawostek z kraju i ze świata!

Niezły patent na prąd.

Znalezione w pracy (w portalu intranetowym):

Mama i córka zmywają talerze, zaś tata i synek sprzątają mieszkanie. Nagle z kuchni dobiega odgłos tłuczonego szkła.

– O, mama coś rozbiła – mówi tata.

– Skąd wiesz?

– Bo nikt na nikogo nie krzyczy.

Też z portalu intranetowego:

– Panie doktorze, proszę mi pomóc!

– Co się dzieje?

– Całymi nocami śni mi się, że do mojego łóżka chce wejść pięć gołych dziewczyn, a ja skutecznie je przeganiam...

– Ale ja jestem chirurgiem, w jaki sposób mógłbym panu pomóc?!

– Niech mi pan połamie ręce!

Ku przestrodze!

Fajny link, zatytułowany koszerny seks agentki Mossadu z Wrogiem. Ciekawe, czy nasze agentki dostałyby takie rozgrzeszenie od Episkopatu?

Ostatnio kolej wprowadziła nową promocję: za tę samą cenę jedziesz dwa razy dłużej.

A oto, jak można się reklamować.

13 listopada 2010r.

Dla miłośników lotnictwa: Plaża Maho.

Przykład jednowyrazowego zdania, zawierającego podmiot i orzeczenie:

 – Srogość

Przykład pytania zawierającego w sobie odpowiedź:

 – Co robisz, Szczepanie?

Nerkobiznes – włos się jeży na samą myśl....

Onet blog: Rysiu

Ale jaja: Szef Microsoftu ukarany przez własną firmę

Drugie jaja: Apple żąda zamknięcia bloga swoich fanów

Niezły patent :)

17 października 2010r.

Stare, ale jare:

Żona do męża:

– Muszę prać, prasować, sprzątać, nigdzie nie mogę wyjść, czuję się jak Kopciuszek.

Mąż na to:

– A nie mówiłem, że będzie ci ze mną jak w bajce??!

26 września 2010r.

A oto następny kretyński pomysł idiotów z Brukseli!

Z Blogu Biszopa: kolejny przyczynek do rozważań w kategorii dziadka z Wehrmachtu

I jeszcze jeden ciekawy artykuł pod intrygującym tytułem: Archeologia w piekle.

24 września 2010r.

Dzisiaj stwierdziłem definitywnie i z całą stanowczością, że życzę Polskim Kolejom Państwowym (czy jakkolwiek to się teraz nazywa) bezwzględnego i jak najrychlejszego upadku! Chcecie wiedzieć, dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniami:

Incydent pierwszy:

Przedwczoraj, moja czcigodna Małżonka była z wizytą w Warszawie. Podróż, jak wiele innych: rano wyjazd, późnym popołudniem powrót, jednym słowem – rutyna. I tak było w tamtą stronę. Ale z powrotem? Otóż podróż powrotną moja Żona musiała spędzić w... Warsie, gdyż jej miejsce zostało sprzedane podwójnie, a akurat tamta druga osoba była pierwsza, więc trudno było już walczyć.

Przynajmniej tyle, że nikt jej nie robił żadnych przykrości z tego powodu, że siedzi, a nic nie kupuje. Ale, gdy jechał wózek z darmowym poczęstunkiem (tak jest w InterCity), to już nawet wody jej nie dali, bo to jest inna firma, bo oni nie mają z tym nic wspólnego, bo coś tam, coś tam... pierdu, pierdu, chlastu, chlastu...

Abstrahując od firmy informatycznej, która sfabrykowała system pozwalający na podwójną sprzedaż miejscówek, swoje dołożyła z pewnością też kasjerka w Warszawie Wschodniej, która była tak zajęta rozmową przez telefon, że z ledwością znalazła w ogóle odrobinę czasu, aby jakikolwiek bilet sprzedać...

Incydent drugi:

Dziś (również moja) Żona wybierała się sypialym do Koszalina. Jest taki fajny kurs, prosto z Krakowa Płaszowa. Piszę w cudzysłowiu, bo pociąg jedzie... siedemnaście godzin. No, ale trudno: jest, jak jest i dobrze, że w ogóle jedzie.

Nie to jednak jest przedmiotem moich rozważań i bulwersacji. Otóż, z powodu zaburzeń komunikacyjnych, Żona na ten pociąg się spóźniła. Wiedząc, jak się sprawy mają, sprawdziłem szybko rozkłady w internecie, i dzwonię do niej, mówiąc szybko: jedź na Główny, łap piętnaście po piątej ekspres do Warszawy i na Centralnej będziesz miała jeszcze dwie godziny, zanim tamten przyjedzie! Prawda, że proste? Otóż niekoniecznie! Całe szczęście, Małżonka moja, wiedziona babską dociekliwością, zawziętością i upierdliwością, zaczęła przy kasie drążyć temat – a może dałoby się jakiś zwrot pieniędzy dostać, czy chociażby wykorzystać częściowo ten bilet do Koszalina (w końcu i to i tamto InterCity)? I tu szok! Że o żadnych zwrotach mowy być nie może, to mnie nawet specjalnie nie ruszyło, ale... okazuje się, że jeśli, człowieku nie wsiądziesz w sypialny na stacji początkowej, a chcesz pociąg gonić, to masz tylko pół godziny na zawiadomienie kolei o tym fakcie, w przeciwnym razie mają prawo Twoje miejsce po prostu sprzedać ponownie. I w tym momencie sprawa braku uprawnień do zwrotu kasy nabiera zupełnie innego wydźwięku.

Jakby na to nie patrzeć, jest to po prostu jawne złodziejstwo, i to dokonywane w majestacie prawa, za parawanem regulaminu, który nasze kretyńskie sądy uznawałyby zapewne jako jedynie słuszną rację, a Ty, pieprzony podróżniku, wal się z walizkami na peronie.

I miej tu, człowieku, jakikolwiek szacunek, dla takiej instytucji! Po prostu mafia, organizacja przestępcza i tyle! Nic, tylko tory powyrywać, dworce poburzyć, ludzi na zieloną trawkę zwolnić – i niech na gruzach powstaną nowi przewoźnicy. Może nauczeni doświadczeniem, będą lepiej dbać o ludzi, z których żyją. Może przede wszystkim z nich będą żyć, a nie z dopłat, dotacji czy jakichś innych subwencji wyrwanych Państwa szantażem, groźbami, etc...

Zwyczajnie, nóż w kieszani się otwiera, siekiera sama z haka się zdejmuje, a ręce zakrzywiają się do jakiegoś obrzędu Voo Doo (tylko czyją figurkę z wosku tu ulepić?).

A tak już, zupełnie na marginesie. Śledząc przy okazji różne informacje w internecie, doczytałem się takiego zapisu w regulaminie spółki Przewozy Regionalne, że chcąc rozpocząć podróż nie na stacji początkowej, tylko jakiejkowiek innej, leżącej na trasie pomiedzy początkiem, a końcem relacji, na którą opiewa bilet... trzeba przed rozpoczęciem uzyskać akceptację na stacji początkowej. Inaczej bilet zostanie uznany za nieważny! Czy nie pojebane to jest? Kolejny niespełniony kretyn, z braku innych osiągnięć w życiu, wymyśla bzdurne przepisy, a człowiekowi, który to musi czytać, mózg staje w poprzek!

Jednym słowem – jeśli istnieje coś takiego, jak grzech wołający o pomstę do nieba, to chyba te praktyki powinny się znaleźć na wykazie. Bo już nic innego powiedzieć nie sposób. No chyba tylko nie jeździć...

23 września 2010r.

Dziś byliśmy odwiedzić Targi Mieszkaniowe w Krakowie zorganizowane pod hasłem Aranżacja Wnętrz. Wszystko, co zobaczyliśmy, można skwitować jednym słowem: NIC.

12 września 2010r.

Oto co znaczy: sztuka manipulacji!

Z innej tematyki: dziś podczas luźnej rozmowy w pracy dowiedziałem się, że Włosi zrobili u siebie porównanie rejestru nieruchomości z danymi pozyskanymi z Google Maps, czego skutkiem było wykrycie dwóch milionów niezarejestrowanych budynków :D

6 września 2010r.

Wywiad z Romanem Konikiem: Okrucieństwo inkwizycji to bajka.

5 września 2010r.

Dziś moja córka była w teatrze na współczesnej sztuce zatytułowanej Nożyczki.
Tylko nożyczek tam nie było...

Z okazji rocznicy wybuchu II Wojny Światowej znalazłem w Internecie dwa ciekawe artykuły pod jednakowym tytułem Trzeci agresor: Artykuł 1 | Artykuł 2.

A'propos fotografii: jedna z pierwszych recenzji Canona 60D.

3 września 2010r.

Na tej stronie można znaleźć tekst, który w wersji elektronicznej pamięta ponoć jeszcze czasy początków Internetu. Chodzi o relację murarza z wypadku. Wyborna lektura!

A jeśli chcecie poznać prawdę, jakie są kobiety, to zapraszam tutaj. Fakt – już Sienkiewicz pisał (w Panu Wołodyjowskim) że niewiasty nie mają jedna dla drugiej zbyt wiele miłosierdzia.

I na koniec jeszcze: fajny pomysł racjonalizatorski.

28 sierpnia 2010r.

To są skutki! A czego? to zobaczcie sami!

6 sierpnia 2010r.

Druga strona Powstania Warszawskiego, czyli spowiedź niemieckiego żołnierza

23 lipca 2010r.

Dość ciekawe: Obudzone upiory?

8 lipca 2010r.

Kolejny link z Onetu: Stanisław August Poniatowski

8 lipca 2010r.

Od wtorku jestem w Warszawie na szkoleniu. Altkom AkademiaWarsaw Trade Tower (to taki wysoki, krzywy budynek, jakby go kilka osób niezależnie budowało). Jest fajnie: uczą, kawę robią, jeść dają... A jedzenie w restauracji na pierwszym piętrze. I tu rzecz ciekawa: po raz pierwszy w życiu dowiedziałem się, że ziemniaki, to nie są ziemniaki, tylko... dodatek skrobiowy :)

I znów link z Onetu: Staropolskie rozwody

2 lipca 2010r.

Hurtowe uzupełnienie linków z ostatnich dwóch tygodni (jak zwykle z Onetu):
Eko–wojna przeciwko BP
Pieprzeni Brytyjczycy!
Kościół na rozdrożu. Artykuł może trochę kontrowersyjny i w niektórych ortodoksyjnych środowiskach na pewno ma spore szanse wzbudzić wściekłe protesty, ale ja bym jednak radził go nie lekceważyć...
Widzący niewidzący
As w jeden dzień
Ale skurwysyństwo!
Najdziwniejsze lotniska na świecie
Piramidy w deszczu – to była dopiero katastrofa klimatyczna...
Sekswakacje – ostrzeżenie

29 czerwca 2010r.

Z Onetu:
PRL–owski przedmiot pożądania

13 czerwca 2010r.

Z Onetu:
Plagi egipskie inaczej
Dziadkowie z Wehrmachtu

5 czerwca 2010r.

Z Onetu:
Wojenne mistyfikacje
Największy szpieg nowoczesnej Europy

Dowcip stary (ze 30 lat, albo i więcej), ale jary:

Idzie przez łąkę Jasiu z Małgosią. Jasiu prowadzi krowę na postronku, Małgosia krok w krok obok niego. W pewnym momencie odzywa się tym słowami:

 – Jasiu!

 – Słucham Cię, Małgosiu!

 – A nie zrobisz mi krzywdy?

Na co Jasiu z oburzeniem:

 – Małgosiu! Co też Ci do głowy przychodzi? Jakże ja bym Ci mógł zrobić krzywdę?!? Zresztą... widzisz sama. Choćbym chciał, i tak nie mogę! Przecież cały czas krowę prowadzę!

I tak sobie idą dalej, aż Małgosia znowu się odzywa:

 – Jasiu!

 – Słucham Cię, Małgosiu!

 – A nie dałoby się tak gdzieś przywiązać tej krowy?

25 maja 2010r.

Dziś w Krakowie miała miejsce uroczystość kościelna – 40 lecie sakry biskupiej Ks. Bpa Albina Małysiaka. Jako, że trochę byłem zaangażowany w jej organizację i przebieg, miałem dziś jedyną w swoim rodzaju okazję – mogłem wjechać samochodem na Wawel – i to pod samą Katedrę!

Rozważania pogodowe

Znowu leje – dzisiaj cały dzień. I tak ma być do wtorku przynajmniej! O naszej budowie szkoda nawet już wspominać – samo bajoro, po kostki wody! Jutro mają przyjść wypompowywać i wzmacniać szalowanie ściany wykopu, bo inaczej wszystko nam zjedzie – razem z sąsiadem!

Jedni mówią, że to przez ten wulkan, inni znów, że nie... i dojdź tu człeku prawdy... Choć podobno w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, jak coś tam wybuchło, to podobno całe lato lało. Jedzenie nie wyrosło i jedna trzecia Islandii umarła z głodu... strach się bać!

A w ogóle, to mają teraz ekolodzy, zieloni, i różne inne świrusy problem! Tyle wrzasku: że Globalne Ocieplenie, że Gazy Cieplarniane, że Emisja CO2... i  co? Wystarczy, że sobie Ziemia troszkę pierdnie, i zaraz wszystkie nasze mądrości możemy sobie, wiadomo gdzie, powkładać...

16 maja 2010r.

Ale jaja: kangur chciał babę zgwałcić!

15 maja 2010r.

Znowu z Onetu:
My się szczypiemy, a tu przyroda nam może sama zrobić niezłe ziazi
Poczet królów polskich (i nie tylko)

14 maja 2010r.

Z Onetu:
Eskadra Kościuszkowska, czyli o tym bezwzględnie należy pamiętać
O ja pierdolę – bo już chyba inaczej nie da się powiedzieć!

11 maja 2010r.

Po znów dłuższej przerwie – kilka linków do ciekawych artykułów (z Onetu):
Jeździł po pijaku w ogrodzie :)
Wymierające Kresy

9 maja 2010r.

Bohaterowie inaczej, czyli Jan Zumbach po wojnie.

20 kwietnia 2010r.

Dziś pierwszy dzień wiosny – pojawiły się muchy.

21 marca 2010r.

Przeczytane:

Kochanie, co byś zrobiła, gdybym wygrał w lotto?

Wzięłabym połowę i cię zostawiła!

Ok, trafiłem trójkę, masz tu 10 złotych i możesz się pakować.

18 marca 2010r.

Wczoraj, z okazji Dnia Mężczyzny otrzymałem link do takiego oto kalendarza: kliknij tutaj.

Znalezione na JoeMonster: IKEA | sposób na drogówkę

11 marca 2010r.

Jak opisać w komórce telefon do kochanki, żeby się żona nie zorientowała? Numer zastrzeżony

4 marca 2010r.

Z Onetu: Afryka się rozpada (trzeba tam szybko jechać, póki nie będzie za późno...).

A tak w Rosji rozbierają się dziewczyny: kliknij tutaj.

6 lutego 2010r.

Jak jest rodzaj żeński od tulipan? - tulipani...

Przystępując do wypicia jogurtu z żywymi kulturami bakterii, przeczytałem przypadkiem, cóż to za bakterie... i co zobaczyłem: Bifidobacterium animalis subsp. lactis, Lactobacillus casei, Lactobacillus acidophilus, Lactobacillus delbruecki subsp. bulgaricus, Streptococcus thermophilius ... :)

I już sam nie wiem – pić, czy nie pić...?

Wszystko byłoby OK, gdyby nie te Streptococcus ...

2 lutego 2010r.

Wróciłem do Windows XP :)

Od wielu miesięcy walczyłem bezskutecznie z niespodziewanym wyłączaniem komputera, aplikowanym mi przez Vista Business. Nie doszedłem prawdy, skąd się to wzięło. Podejrzewam jedynie jakieś nieznane bliżej problemy na styku najnowszych aktualizacji .NET (3.5 SP3) i przetwarzania wielowątkowego. W końcu zdecydowałem się na reinstalację systemu i... jeszcze dobrze nie zakończyłem konfiguracji, a już komputer zaczął się wyłączać. No więc, pomyślałem sobie: tego już za wiele! – i wykonałem, co na wstępie...

Efekt: wszystko chodzi jak za dawnych lat... :)

Welcome to XP World again!

31 stycznia 2010r.

Walcząc (jak na razie bezskutecznie) z problemami, które od pewnego czasu sprawia mi mój Windows, w akcie desperacji powyłączałem wszystkie monitory wydajności, jakie udało mi się w systemie odnaleźć. I co? Problemów wprawdzie nie rozwiązałem, za to okazało się, że wydajność komputera momentalnie wzrosła, i to w sposób od razu widoczny gołym okiem ... :D

25 stycznia 2010r.

I wreszcie, po długiej, prawie dwumiesięcznej przerwie, mogę tu wrócić. Przez ten czas zdążyło się nazbierać trochę ciekawości, które w tej sytuacji pozwalam sobie zbiorowo zaprezentować poniżej:
Bolszewicy, a sprawa polska
Porażki
Kupując u nas, wiesz, co jesz. To hasło przypomniało mi się dziś podczas zakupów w Carrefour. Kliknij tutaj, aby zobaczyć....
I wreszcie, po prawie pięciu latach, dzielni urzędnicy z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie odnaleźli mnie i dostarczyli wezwanie do zapłaty za parkowanie w strefie bez karty postojowej.

20 stycznia 2010r.

Naród dostał znów głupawki...

Dziś w Krakowie otworzyli kolejną Świątynię Pieniądza, czyli Centrum Handlowe Bonarka. Jeszcze dobrze tam nie byłem, a już zdążyłem ją znielubić. Rodzinę – czyli Moje Kobiety – musiałem, naturalnie zawieźć. Dobrze, że przynajmniej mamy blisko, więc mogłem szybko wrócić. Czego się absolutnie nie da powiedzieć o dojechaniu na miejsce. Tak w ogóle, to jakiś ruch w interesie był już tam od wczoraj, co poskutkowało wieczornym korkiem w mieście, praktycznie już od Hali Korony (kto zna Kraków, ten wie, o co chodzi). Jedyne, co rzeczywiście zrobiło na mnie jakieś wrażenie, to imponujący parking w podziemiu. Jedna ciągła przestrzeń pod całą zabudową – tylko las betonowych filarów i tłum samochodów, rzecz jasna.

Ale nic to (jak mawiał Pan Michał W., po czym wiadomo, co zrobił...). Prędzej, czy później tam się wybiorę. Tylko poczekam, aż emocje opadną i rzecz cała spowszednieje na tyle, że będzie można tam spokojnie pójść i zobaczyć. Może jakiś sklep fotograficzny będzie...?

21 listopada 2009r.

Póki co, jeszcze nie ma...

6 grudnia 2009r.

Wreszcie, po roku istnienia mojej strony doczekałem się jakiejś spontanicznej reakcji na nią. Wczoraj mój kuzyn odezwał się do mnie na GG mniej więcej tymi słowami:
Co ty k... palisz ??????? :) Taka jest moja myśl przewodnia po odwiedzeniu twojej stronki...

8 listopada 2009r.

Z Onetu: Zdjęcia z Marsa.

Zagadka – jak powiedzieć krócej:
Żywiący się drobnymi gryzoniami niewielki domowy drapieżnik z rodziny kotowatych wspiął się na małe drewniane ogrodzenie i wprawił powieki w ruch oscylacyjny. Jest to zwarty utwór wokalny o wysokich walorach estetycznych.

Rozwiązanie:
Wlazł kotek na płotek i mruga. Ładna to piosenka niedługa.

7 listopada 2009r.

Z gatunku stare, ale jare:
Jestem hardcorem
Zielony bohater drugiego planu

20 października 2009r.

Komunikat wypatrzony w Carrefour: Ręczniki na wagę są ważone na stoisku z cukierkami.

9 października 2009r.

Dziś rano mój Windows złożył szczerą samokrytykę.

Znalezione jakiś tydzień temu w Agorze: szkoła | małpy

6 października 2009r.

Z Onetu: Polonezem w wolny rynek – historia FSO.

5 października 2009r.

Pracodawca zatrudnia ładną dziewczynę:
– Proszę pani, potrzebujemy przede wszystkim ludzi odpowiedzialnych...
– To się doskonale składa – odpowiada dziewczyna – W poprzednim zakładzie pracy, ilekroć coś się stało, zawsze mówili, że to ja jestem odpowiedzialna.

24 września 2009r.

Muszą poznać nasze argumenty, które mówią za, ale przede wszystkim przeciw (Lech Wałęsa – relacja z Irlandii podczas agitacji przed referendum w sprawie Traktaku Lizbońskiego).

I bardziej na poważnie – znalezione w internecie przy okazji wspomnień rocznicy 17 września 1939.

22 września 2009r.

Właśnie się dowiedziałem, że wczoraj na proszonej kolacji naruszyłem zasady savoir vivre'u. Dlaczego? Bo zjadłem krewetki razem z ogonkami... :)

13 września 2009r.

No i problem eurożarówek mamy chwilowowo rozwiązany... :)

8 września 2009r.

If you want to make a koopa, put your finger into doopa

22 lipca 2009r.

Z artykułu poświęconego wojskom pancernym:
Być czołgistą to zaszczyt, nie być to szczęście.

12 czerwca 2009r.

Z opisu na GG u mojego znajomego:
Jak napisać brailem: "Nie dotykać, wysokie napięcie" ?

Jacek K. - mój kolega z pracy:
Kryzys najlepiej widać na moim sąsiedzie: je spleśniały ser, pije stare wino i jeździ samochodem bez dachu.

26 maja 2009r.

Zaglądnijcie tutaj i pomyślcie sobie, co by to było, gdyby Morze Śródziemne wyparowało...

10 maja 2009r.

Tym razem z Interii: Gej vs miss

I komentarz P. Janusza Korwin-Mikke: Wolność słowa w pojęciu "geja"

26 kwietnia 2009r.

Jadąc ulicą zobaczyłem taką reklamę na samochodzie (to był chyba serwis wind):
Jeżeli czegoś nie umiemy naprawić, to znaczy, że nie jest zepsute.

11 kwietnia 2009r.

Gdzie, jak gdzie, ale u mnie w pracy chyba niż demograficzny nam nie grozi. Właśnie skompletowałem informacje, z których wynika, że na osiem osób zatrudnionych w zespołe, w którym pracuję, pięć spodziewa się dzieci.

3 kwietnia 2009r.

Znów link z ostatnich dni:
Żywe mumie

22 marca 2009r.

Właściwie, to stare, ale jare (już dość dawno to widziałem, a teraz trafiłem znów):
Kliknij tutaj...

2 lutego 2009r.

Czy Twoja Kobieta ma dostęp do Internetu? Jeśli tak, to musisz mieć się na baczności!
Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się, dlaczego...

15 stycznia 2009r.

Dostałem się kiedyś na listy spamerów. Ze starym adresem, na onecie. Teraz się już sukcesywnie z niego wycofuję, wciąż jednak jest aktywny. I w ostatnich miesiącach dała się zauważyć wzmożona aktywność wszelkiego rodzaju poczty nie wiadomo skąd. Może też być to efekt wyłączenia filtra antyspamowego – bo mi np. wyrzucał newsy od Microsoftu :D

Nie oferują mi już wprawdzie specyfików takich, jak Cialis, czy Viagra. Nie wiem tylko, czy doszli do wniosku, że sobie świetnie radzę bez takowych dóbr, czy też uznali, że już nic mi nie pomoże... ?

Za to w okresie przedświątecznym, jak można się spodziewać, nastąpił wysyp wszelakiego rodzaju ofert prezentowych. Coś mnie podkusiło, żeby się kilku takim przyjrzeć. I co? I miałem niezły ubaw, obserwując, jak automaty spamowe tłumaczą teksty angielskie na polski. Nie będąc egoistą zapragnąłem się moimi doświadczeniami z Wami podzielić. Dlatego też pozwoliłem sobie zamieścić poniżej trzy dość reprezentatywne próbki (jak mawia mój znajomy: reprezerwatywne):

Tekst oryginalny:

Welcome to order,
Maybe you are busy and have no time in looking for a gift for your lover, your friends or your family, please come in our website: (xxxxx). Choose best gifts for them. We can pack your package as a gift and send them directly to shown your love. We can send your package to you at the least time.

Tłumaczenie:

Zapraszamy do porządku, Być może są zajęci i nie mają czasu w szukają prezent dla swoich kochanek, znajomych lub rodziny, proszę przyjść w naszym serwisie: (xxxx). Prezenty wybrać najlepsze dla nich. Możemy opakowanie Twojego pakietu jako daru i wysyłać je bezpośrednio do Twojej miłości pokazane. Możemy wysłać paczkę do Ciebie co najmniej raz.

Tekst oryginalny:

Welcome to order !
Here we have countless electronic products with unbelievable price, you will not believe it until you visit our website at (xxxxx), all the world famous brand are all wating for here at your choice, give us a chance,we will not let you down!

Tłumaczenie:

Witamy zamówić! Tutaj mamy liczne elektroniczne produkty z niesamowitą cenę, to nie wierzą dopóki go odwiedzić naszą stronę internetową (xxxxx) wszystkie światowej sławy marki są dla wszystkich wating tutaj na swój wybór, da nam szansę, będziemy nie pozwalają na dół!

Tekst oryginalny:

Welcome to order
Let's enjoy the Christmas shopping party together..
Are you looking for some crazy gifts for your family, your friends and yourself.In our online shop (xxxxx), you can find your desired presents.
During this time, we import several new high quality products for the celebration of Christmas. And also we have provided our customers some special discount:
1. a competitive price 10% – 20% discount on new arrivals
2. provide more on sale products
3. buy more, save more and get more!
Hold this God given chance and you can find great bargain here.

Tłumaczenie:

Witamy na zamówienie
Let's Christmas cieszyć się razem na zakupy stronę..
Szukasz jakiś szalony prezenty dla rodziny, przyjaciół i swoje yourself. In naszym sklepie (xxxxx), można znaleźć żądane prezenty.
W tym czasie będziemy importować kilka nowych produktów wysokiej jakości dla celebracji Christmas. And również mamy przewidziane niektórych naszych klientów specjalne zniżki:
1. a konkurencyjne ceny 10% – 20% zniżki na nowo przybyłych
2. Zapewnienie więcej na sprzedaży produktów.
3. więcej kupować, więcej zaoszczędzić i więcej!
Bogu hold tym danym szansę i można znaleźć tutaj wspaniała okazja.

31 grudnia 2008r.

I jeszcze jeden casus.

Tekst oryginalny:

Dear firend:
Heya, how are you doing recently? I would like to introduce you a very good company which i knew. Their website is (xxxxx). They can offer you all kinds of electronical products which you need like laptops,gps, TV LCD, cell phones, ps3, MP3/4 ,motorcycles etc......... Please take some time to have a check, there must be somethings you'd like to purchase. Their contact email: (xxxxx). MSN: (xxxxx).
Hope you have a good mood in shopping from their company! Regards

Tłumaczenie:

Drodzy firend:
Heya, how are you doing niedawno? Chciałbym przedstawić Panią bardzo dobrą spółkę, która ma stronę internetową i knew. Their (xxxxx). Mogą zaoferować wszystkie rodzaje elektronicznych produktów, które trzeba jak laptopy, GPS, telewizor LCD, telefonów komórkowych, PS3, MP3/4, motocykli itp......... Poświęć trochę czasu, aby mieć kontrolę, musi istnieć somethings ty d jak kupować. Ich kontakt e-mail: (xxxxx). MSN: (xxxxx).
Nadzieję, że masz dobry nastrój na zakupy z ich firmy! Pozdrowienia

1 stycznia 2009r.

e-mail
jck1968
Do góry