Z literatury

czerpiemy niewyczerpane bogactwo zbiorowej myśli ludzkości

Ale banał! Czasami mam wrażenie, że ten tytuł umieściłem tylko po to, żeby coś napisać. Po prostu wypełnić założoną na początku formę witryny. Ale w końcu jest i czego ja się mam do holery wstydzić (to nie żadna pomyłka, tylko celowe igranie z ortografią – po prostu tak chciałem napisać i już)!

Jak wspomniałem we wstępie, na tej stronie chciałbym się podzielić z Wami odrobiną klasyki. Tak, po prostu, poumieszczać tutaj to, co moim zdaniem jest warte, może nawet nie tyle przeczytania, co jakiegoś rozważenia, choćby krótkiej refleksji – po prostu, żeby nie zaginęło w niepamięci, przytłoczone przez wszechobecną papkę medialną i szum informacyjny...

27 grudnia 2008r.

Grzegorz Tomczak – Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos

Właściwie, to nic konkretnego – po prostu spodobała mi się i tyle. A dokładnie w wykonaniu Maryli Rodowicz.

Było ciemno

więc niewiele co widziałem

I pamiętam też niewiele

Było ciemno

wiem, że z pochyloną głową stałem

tak, jak stoi się w Kościele

A więc stałem, nie widziałem

było ciemno, lecz słyszałem

Wciąż ten głos

Podejdź bliżej –

więc podszedłem

Jak skruszony obywatel do przedstawiciela władzy

Podejdź bliżej –

już wiedziałem,

Że ucieczka błyskawiczna tu niczemu nie zaradzi

Więc podszedłem, posłuchałem

było ciemno, lecz słyszałem

Wciąż ten głos, ten głos, ten głos

To nie wróg był

bo głos cichy i subtelny

Ale polski i nieskazitelny

To nie wróg był

ten by zaraz mnie zapytał

Czy mój światopogląd celny

Więc to nie był wróg na pewno

bo nad głową tuż nade mną

Wciąż słyszałem ten głos, ten głos, ten głos, ten głos:

Ty to masz szczęście

Że w tym momencie

Żyć ci przyszło

W kraju nad Wisłą

Ty to masz szczęście

Twój kraj szczęśliwy

Piękny, prawdziwy

Ludzie uczynni

W sercach niewinni

Twój kraj szczęśliwy

Było ciemno

więc nie mogłem stwierdzić

Komu pomyliły się epoki lub stulecia

Było ciemno

może to Mickiewicz jaki

Bo tak zgrabnie romantyczną wiarę krzesał?

Chyba niezorientowany

bo w tym kraju – tak kochanym –

Dawno nie był już widziany

Może Norwid

bo coś plótł, że łza

gdzieś znad planety spada i groby przecieka

Ale skąd by

skąd by wiedział,

Że na jego słowa ktoś tu jeszcze może czekać?

Teraz w modzie nie Norwidy

filozofio – okryjbidy

Więc czyj ten głos, ten głos, ten głos, ten głos?

Było ciemno

sam nie wiem

Jak do domu wprost doszedłem i do siebie

Było ciemno

a ja czułem się jak w niebie

lecz dlaczego – nie wiem, nie wiem.

Z pochyloną głową stałem

wierzcie – ja nie zwariowałem

Lecz jak dziecko powtarzałem

Ten głos, ten głos, ten głos

Ja to mam szczęście

Że w tym momencie

Żyć mi przyszło

W kraju nad Wisłą

Ja to mam szczęście

Mój kraj szczęśliwy

Piękny, prawdziwy

Ludzie uczynni

W sercach niewinni

Mój kraj szczęśliwy

Ja to mam szczęście

Że w tym momencie

Żyć mi przyszło

W kraju nad Wisłą

Ja to mam szczęście

Ja to mam szczęście

Że w tym momencie

Żyć mi przyszło

W kraju nad Wisłą

Ja to mam szczęście

14 marca 2015r.

Julian Tuwim – Do prostego człowieka

No...! to było nie lada ryzyko – wtedy (w 1929 roku) opublikować taki wiersz... Nawet dziś, przyznać trzeba, czyta się go raczej z mieszanymi uczuciami. Ale cóż? Epoki minęły, rządy upadły – a poezja pozostała! I jest.

A mnie niezwykle fascynuje (taką cokolwiek perwersyjną fascynacją) niesamowita ostrość kształtowania emocji w warstwie stylistyki językowej. Owe klajstry świeże, szarpanie deklinacją, rozścierwianie, rozchamianie, dzikie baby, czy choćby ta nafta, co z ziemi sikła – jednym słowem stylizowana wulgaryzacja, świadome i dobrowolne zniżenie języka do poziomu bruku ulicy. Wszystko po to, by zyskać na autentyczności przekazu – jak w tytule. No i nie można zapominać o tym, gdzie ten wiersz po raz pierwszy się ukazał: w gazecie Robotnik! A to w końcu do czegoś zobowiązuje...

Gdy znów do murów klajstrem świeżym

Przylepiać zaczną obwieszczenia,

Gdy do ludności, do żołnierzy

Na alarm czarny druk uderzy

I byle drab, i byle szczeniak

W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,

Że trzeba iść i z armat walić,

Mordować, grabić, truć i palić;

Gdy zaczną na tysięczną modłę

Ojczyznę szarpać deklinacją

I łudzić kolorowym godłem,

I judzić historyczną racją,

O piędzi, chwale i rubieży,

O ojcach, dziadach i sztandarach,

O bohaterach i ofiarach;

Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin

Pobłogosławić twój karabin,

Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,

Że za ojczyznę – bić się trzeba;

Kiedy rozścierwi się, rozchami

Wrzask liter pierwszych stron dzienników,

A stado dzikich bab – kwiatami

Obrzucać zacznie żołnierzyków. –

– O, przyjacielu nieuczony,

Mój bliźni z tej czy innej ziemi!

Wiedz, że na trwogę biją w dzwony

Króle z panami brzuchatemi;

Wiedz, że to bujda, granda zwykła,

Gdy ci wołają: Broń na ramię!,

Że im gdzieś nafta z ziemi sikła

I obrodziła dolarami;

Że coś im w bankach nie sztymuje,

Że gdzieś zwęszyli kasy pełne

Lub upatrzyły tłuste szuje

Cło jakieś grubsze na bawełnę.

Rżnij karabinem w bruk ulicy!

Twoja jest krew, a ich jest nafta!

I od stolicy do stolicy

Zawołaj broniąc swej krwawicy:

Bujać – to my, panowie szlachta!

27 marca 2011r.

Tadeusz Woźniak – To będzie syn

Słowa piosenki. Poezja i muzyka może nia aż tak bardzo najwyższych lotów, ale jakże prawdziwa! Tekst wzięty spod tego adresu. Pewnie i ścieżki dźwiękowej gdzieś tam można się doszukać...

To będzie syn

Narodzi nam się syn

Już nawet wie

Fabrykant broni to

Już karabin syneczku mój

I frontowy zielony strój

Fabrykuje się dla ciebie

Źebyś wszystko miał na czas

To będzie syn

Narodzi nam się syn

Już buty mu kazali szewcom szyć

Już ci piszą marszową pieśń

Źeby łatwiej było ci nieść

Ten karabin malowany

I podkuty stalą but

To będzie syn

Narodzi im się syn

To będzie wróg

Narodzi Ci się wróg

Kocha życie tak jak i Ty

Lecz karabin buty i pieśń

Fabrykuje się dla niego

Źeby wszystko miał na czas

19 lutego 2011r.

Cyprian Kamil Norwid – Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie...

Kolejny wiersz Norwida... Tym razem pozwilę sobie powstrzymać się od wszelkich komentarzy na ten temat. Nie pozostawię natomiast w milczeniu dość ciekawego zabiegu Poety, a mianowicie przypisów autorskich, które zamieszczam, odwzorowując je, mam nadzieję, dość wiernie.

1

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,

Że ci ze złota statuę[1] lud niesie,

Otruwszy pierwej?...

Coś ty Italii zrobił, Alighiery,

Że ci dwa groby[2] stawi lud nieszczery,

Wygnawszy pierwej?...

Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie,

Że ci trzy groby we trzech miejscach[3] kopie,

Okuwszy pierwej?...

Coś ty uczynił swoim, Camoensie,

Że po raz drugi[4] grób twój grabarz trzęsie,

Zgłodziwszy pierwej?...

Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie,

Że dwa cię głazy we dwu stronach gniecie[5],

Bez miejsca pierwej?...

Coś ty uczynił światu, Napolionie,

Że cię w dwa groby[6] zamknięto po zgonie,

Zamknąwszy pierwej?...

Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?...

..............................

..............................

2

Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,

Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?

Bo grób Twój jeszcze odemkną powtórnie,

Inaczej będą głosić Twe zasługi

I łez wylanych dziś będą się wstydzić,

A lać ci będą łzy potęgi drugiéj

Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widzieć.

3

Każdego z takich jak Ty świat nie może

Od razu przyjąć na spokojne łoże,

I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,

Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,

Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem

Później... lub pierwej...

Paryż – styczeń 1856 r.

[1] Sokratesowi w kilka czasów po śmierci jego Ateńczycy statuę ze złota postawili.

[2] Dante grzebany w Rawennie i we Florencji.

[3] Krzysztof Kolumb jest grzebany w Hiszpanii, w St. Domingo i w Hawanie.

[4] Cztery lata temu szukano na cmentarzu komunalnym, gdzie był pochowany jednooki żebrak, żeby Camoensa pochować.

[5] Kościuszko leży w Solurze i w Krakowie.

[6] Napoleona drugi pogrzeb niedawny.

17 lutego 2011r.

Cyprian Kamil Norwid – Bema pamięci żałobny rapsod

Wiersz, jak to u Norwida – a więc przede wszystkim trudny... A dla pokolenia mojego i mniej więcej o połowę wcześniejszego zapadł w pamięć przede wszystkim za sprawą przejmującego wykonania muzycznego Czesława Niemena. Muzykę udało mi się znaleźć pod tym adresem.

I

Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,

Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? –

Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;

Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.

– Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,

Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.

Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki

Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami

Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...

Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...

II

Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona

Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,

Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,

Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...

Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,

Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.

III

Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,

W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;

Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,

Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...

IV

Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca

I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,

I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,

Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...

V

Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu

I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,

Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,

Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...

VI

I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,

W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,

Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,

Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Dalej – dalej – –

23 stycznia 2011r.

Wały Jagiellońskie – Klechda o dobrym pociągu

Moim zdaniem, jest to jedna z najbardziej przejmujących metafor dramatu ludzkiego życia – z jego wyrastaniem z dziecięcych marzeń, kieratem dorosłości, nieubłaganym przemijaniem i odchodzeniem. Czytać owszem, można, ale żeby w pełni przeżyć ten utwór, trzeba go posłuchać. Mnie się udało go znaleźć pod tym adresem (zdaje się, że nie działa, ale póki co, jeszcze zostawiam). Aż dreszcze przechodzą...

Gdyby ktoś był zainteresowany, to podaję (a czytelnikom z mojego pokolenia przypominam), że ta piosenka ukazała się na płycie Etykieta zastępcza (czy ktoś jeszcze pamięta, co to takiego było?).

Kiedyś, kiedy byłem jeszcze małym dziecinnym pociągiem,

takim z wiecznie zasapaną lokomotywą na początku

i brzuchatą cysterną z napisem mleko na końcu składu,

to mówili o mnie:

Dobry pociąg!

Dobry pociąg!

Wołali za mną z daleka, a napotkane semafory

kłaniały mi się w pas i mrugały wesoło zielonymi oczami.

Dobry pociąg!

Chwalili mnie na każdej stacji i podziwiali skarby,

jakie obwoziłem ze sobą po całym świecie.

Skarby, jakie powinien wozić ze sobą każdy dobry pociąg:

niepotrzebne nikomu kolorowe szkiełka,

kamyki tak okrągłe, że drugich takich nigdzie więcej nie znajdziesz,

oddział najodważniejszych pod słońcem ołowianych żołnierzyków

i wielki zapas miętowych dropsów.

A między tymi wszystkimi cudami

tłukły się pochowane na czarną godzinę moje najpiękniejsze sny.

I im dłużej woziłem je z kata w kąt,

stawały się jeszcze bardziej kolorowe od szkiełek,

bardziej niesforne od żołnierzyków

i coraz bardziej pachniały miętą.

Dobry pociąg!

Tak o mnie mówili

Minęło kilka lat.

W życie weszło zarządzenie o modernizacji taboru kolejowego.

Wzięli się za mnie ostro.

Najpierw odczepili ode mnie staruszkę lokomotywę

i zastąpili ją zieloną spalinową pokraką.

Potem odłączyli cysternę na mleko,

a w jej miejsce podstawili wagon osobowy drugiej klasy dla palących.

I żeby wszystko było zgodne z przepisami,

zawiesili na nim czerwoną latarnię.

Bo przecież każdy szanujący się pociąg

powinien mieć na końcu składu czerwoną latarnię,

a nie cysternę na mleko!

A potem dopadli moich pasażerów.

Na pierwszy ogień poszły szkiełka i kamyki.

Wyrzucili je bez skrupułów.

Potem, za jazdę na gapę, przepędzili ołowianych buntowników.

Nawet pastylki im przeszkadzały, bo smród szedł na cały peron!

I tylko niektóre sny udało mi się ocalić.

A kiedy już zakończyli te swoje porządki,

zatarli ręce i powtórzyli z przyzwyczajenia:

To jest dobry pociąg!

Głupcy!

Nie wiedzieli, że już dawno przestałem być dobrym pociągiem!

Zacząłem regularne kursy.

Początkowo szło mi nie najgorzej.

Zielona pokraka okazała się silną maszyną.

Pędziłem od stacji do stacji jak burza, spóźniałem się rzadko,

i jeszcze słyszałem od czasu do czasu śpiewkę o dobrym pociągu.

Ale wiedziałem, że to już jej ostatnie zwrotki!

Coraz częściej semafory zaczęły łypać na mnie złymi,

czerwonymi ślepiami,

coraz rzadziej dojeżdżałem do celu na czas...

Wreszcie stało się to, czego obawiałem się najbardziej.

Odczepili ode mnie zieloną pokrakę i odstawili mnie na bocznicę.

Początkowo na krótko, ale potem stałem tam coraz dłużej,

aż wreszcie utknąłem na dobre.

Na mojej zapomnianej bocznicy nic się takiego nie dzieje.

Czasami mijają mnie obojętnie inne pociągi,

niekiedy przetaczają mnie parę metrów w jedną lub drugą stronę

i to wszystko.

Rdzewieję!

Przedwczoraj nieznani sprawcy wytłukli mi w ostatnim wagonie

wszystkie szyby,

a jeden z nich zwolnił hamulec bezpieczeństwa.

GŁUPCY!!!

Przecież dobrze wiedzą, że nigdzie już stąd nie odjadę!!!

A mówili o mnie:

Dobry pociąg!

Dobry pociąg!

Dobry pociąg!

Tak o mnie mówili!

Dobry pociąg!

Dobry pociąg!

Dobry pociąg...

21 sierpnia 2010r.

Stare Dobre Małżeństwo – Spóźnione wyznanie

Spotkali się po latach na środku ulicy

i nie mogą się sobie nadziwić

że oboje są tacy siwi

niczym przebierańcy udający prawdziwych

Ona przygłucha i on niedosłyszy

mówi że daremnie przewędrował pół świata

jej zaś pozostało to miasto

przez wszystkie te lata

"Nawet nie wiesz jak cię kochałam"

krzyczy mu na pół ulicy

"omal z miłości nie oszalałam

lecz trzymałam wszystko w tajemnicy"

Oglądają się za nimi ludzie

jak wręczają sobie słów zeschnięty bukiet

w którym ożyło przez chwie przedwiośnie

sprzed pięćdziesięciu wiosen

17 kwietnia 2010r.

Jan Kochanowski – PIEŚŃ XIV

Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,

A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,

Wy, mówię, którym, ludzi paść poruczono

I zwierzchności nad stadem bożym zwierzono:

Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,

Żeście miejsce zasiedli boże na ziemi,

Z którego macie nie tak swe własne rzeczy,

Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy.

A wam więc nad mniejszymi zwierzchność jest dana,

Ale i sami macie nad sobą Pana,

Któremu kiedyżkolwiek z spraw swych uczynić

Poczet macie; trudnoż tam krzywemu wynić.

Nie bierze ten Pan darów ani się pyta,

Jesli kto chłop czyli się grofem poczyta;

W siermiędze li go widzi, w złotych li głowach,

Jeśli namniej przewinił, być mu w okowach.

Więc ja podobno z mniejszym niebezpieczeństwem

Grzeszę, bo sam się tracę swym wszeteczeństwem;

Przełożonych występki miasta zgubiły

I szerokie do gruntu carstwa zniszczyły.

23 lutego 2010r.

Stare Dobre Małżeństwo – Piosenka o nadziei

wciąż plecami odwrócona

niczym widnokrąg ruchoma

w jutrzennej poświacie cała

to zbliża się to oddala

o niej pieśni układałeś

w stogach gwiazdach jej szukałeś

brnąłeś borem lasem losem

za jej znikającym głosem

dopędzasz ją, wreszcie masz

obraca ku tobie twarz

kostusia, stara, jak świat

jak wryty staje twój czas

23 września 2009r.

Jimi Hendrix – The Wind Cries Mary

After all the jacks are in their boxes

And the clowns have all gone to bed

You can hear happiness staggering on down the street

Footsteps dressed in red

And the wind whispers Mary

A broom is drearily sweeping

Up the broken pieces of yesterdays life

Somewhere a queen is weeping

Somewhere a king has no wife

And the wind it cries Mary

The traffic–lights, they turn blue tomorrow

And shine their emptiness down on my bed

The tiny island sags downstream

'Cause the life that lived is, is dead

And the wind screams Mary

Will the wind ever remember

The names it has blown in the past?

And with this crutch, its old age, and its wisdom

It whispers no, this will be the last

And the wind cries mary

22 września 2009r.

Jan Kasprowicz – Przeprosiny Boga

Żyli dwaj staruszkowie

W ogromnej zażyłości

Z staruszkiem Panem Bogiem

Prostym, jak oni prości.

Chodzili z Nim na "jednego"

Do Pietra czy do Jakuba,

Nigdy się nie zachwiała

Przyjazna z Nim rachuba.

Przyjaźń to była szczera,

przyjaźń to nie na żarty:

Gwarzyli z sobą jak mogli,

Grywali z sobą w karty.

Aż tu jednego razu

Oblazła ich wielka trwoga:

Wmówił w nich jakiś ceper,

Że obrazili Boga.

Że go pospolitują,

Że miejsce jego jest w tumie,

Nie w zwykłej chłopskiej chałupie,

Nie w zwykłym chłopskim rozumie.

I widać wszelką miał słuszność

Mądrala edukowany,

Bo nagle im się wydało,

Że Bóg opuścił ich ściany.

I odtąd mieli ci starcy

Żywot już całkiem zatruty,

I chęć ich wzięła ogromna

Jakiejś ogromnej pokuty.

"Ja się ukorzę w ten sposób,

Że pójdę, na początek,

Myć nogi dwunastu dziadom

We Wielki Czwartek czy Piątek".

"A ja – oświadczył drugi –

W ten sposób grzech swój okupię,

Że będę jak święty Szymon

Lat siedem stał na słupie".

Tak idąc, tak się kajając,

Tak chłoszcząc swe niecne wady

Wcale się nie spostrzegli,

Że ktoś – ciap! ciap! – w ich ślady.

Usiedli na burcie rowu,

Straszliwie utrudzeni,

A obok nich usiadł ktoś trzeci

W jaworu chłodnej cieni.

"Cóż to się z wami dzieje?"

Zapyta wędrowiec nieznany.

"Szukamy Pana Boga,

Opuścił nasze ściany".

"Ja sobie rachuję – rzekł jeden –

Że przecież Go odnajdziemy,

Choć rzucił naszą chałupę

Nic nie mówięcy, niemy".

"Zaś moja kalkulacja –

Tak drugi się wątpić ośmieli –

Że chyba nie ma go wcale,

Nie znajdzie się do niedzieli".

Poklepał ich po ramieniu

I tak im od razu powie:

"Po co się włóczyć po świecie,

Wracajmy, staruszkowie!

Zajrzymy sobie po drodze

Do Pietra lub pana Jakuba,

A potem zagramy w karty,

To będzie najlepsza rachuba".

"Dyć to nasz Pan Bóg, o raty!

O, przepraszamy Cię mile

Za głupią myśl naszą, że mógłbyś

Rzucić nas choćby na chwilę".

22 września 2009r.

Julian Przyboś – Z Tatr

Pamięci taterniczki, która zginęła na Zamarłej Turni.

Słyszę:

Kamienuje tę przestrzeń niewybuchły huk skał.

To - wrzask wody obdzieranej siklawą z łożyska

i

gromobicie ciszy.

Ten świat, wzburzony przestraszonym spojrzeniem,

uciszę,

lecz ––

Nie pomieszczę twojej śmierci w granitowej trumnie Tatr.

To zgrzyt

czekana,

okrzesany z echa,

to tylko cały twój świat

skurczony w mojej garści na obrywie głazu;

to – gwałtownym uderzeniem serca powalony szczyt.

Na rozpacz – jakże go mało!

A groza – wygórowana!

Jak lekko

turnię zawisłą na rękach

utrzymać

i nie paść,

gdy

w oczach przewraca się obnażona ziemia

do góry dnem krajobrazu,

niebo strącając w przepaść!

Jak cicho

w zatrzaśniętej pięści pochować Zamarłą.

31 sierpnia 2009r.

Jan Kochanowski – Fraszki

Kto się bawi w abstinencję

Niech z poezją rozbrat bierze

Ja sam, póki się nie spiję

Głupstwa bazgrzę na papierze

26 maja 2009r.

Adam Asnyk – Miejcie nadzieję

Miejcie nadzieję! Nie tę lichą, marną

Co rdzeń spróchniały w drżący kwiat ubiera

Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno

Przyszłych poświęceń w duszy bohatera

Miejcie odwagę! Nie tę jednodniową

Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska

Lecz tę co wiecznie z podniesioną głową

Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.

Miejcie odwagę! Nie tę tchnącą szałem,

Która na oślep leci bez oręża

Lecz tę co sama niezdobytym wałem

Przeciwne losy stałością zwycięża

Przestańmy własną pieścić się boleścią

Przestańmy ciągłym lamentem się poić

Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią

Mężom przystoi w milczeniu się zbroić

Lecz nie przestańmy czcić świętości swoje

I przechowywać ideałów czystość

Do nas należy dać im moc i zbroję

By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość

Miejcie nadzieję! Nie tę lichą, marną

Co rdzeń spróchniały w drżący kwiat ubiera

Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno

Przyszłych poświęceń w duszy bohatera

10 maja 2009r.

Bertold Brecht – Ballada o kobiecie żołnierza

Nie poznałem tego wiersza bynajmniej z książek, tylko z repertuaru zespołu Kult. Tak mi wyszło, że w samochodowych empetrójkach miałem w jednym czasie zmasowany atak tej muzyki (to proste – katalogi sortują się alfabetycznie, więc wszystko na "K" leci na raz pod rząd).

Żeby dopełnić obowiązków względem autorów: muzyka: Kurt Weill, przekład: Roman Kołakowski, a wykonanie – wiadomo już.

Dla mnie osobiście najbardziej przejmujący (i decydujący o umieszczeniu tego wiersza tutaj) jest motyw snu, a właściwie śnienia – o zbytkach, luksusach, pustych prezentach; a gdzieś tam zza węgła czai się ten inny, straszny obraz, o którym się już nie śni – on się śni sam.

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Ze złotej Pragi dostać ma?

Pantofelki velours,

O których śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

W złotej Pradze, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Z Oslo nad fiordem dostać ma?

Kołnierz z młodych fok,

O którym śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

Nad fiordami, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Co z Amsterdamu dostać ma?

Korali sznur,

Ten, o którym śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

W Amsterdamie, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Z Brukseli w Belgii dostać ma?

Parę pończoch a jour,

O których śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

Hen w Brabancji, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Z paryskich sklepów dostać ma?

Boa z ptasich piór,

O jakim śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

Nad Sekwaną, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Co z Bukaresztu dostać ma?

Z angory szal,

O którym śni

Tyle nocy i dni,

Musisz zdobyć Ty,

W Bukareszcie, gdzie wojna trwa!

A co, żołnierzu, kobieta Twa

Z ogromnej Rosji dostać ma?

Czarny welon – kir,

Który jej się śnił,

Aż się śmierci wir

W Twoje serce wrył,

W mroźnej Rosji, gdzie wojna trwa!

W Rosji ciągle wojna trwa!

31 stycznia 2009r.

Antoni Słonimski – Manifest

Na ten wiersz natknąłem się w klasie maturalnej, przy okazji "przerabiania" poezji współczesnej. Wiersz taki sobie, trochę socjalistyczny, trochę zbuntowany... Mnie zainteresował przede wszystkim ze względu na początek drugiej zwrotki: nie chcemy ginąć... od radioaktywnych chmur. A był to rok 1986 – rok katastrofy w Czernobylu. Temat był naówczas bardzo śliski i mówić o nim było cokolwiek niebezpiecznie.

A ja się uparłem i ten cytat zamieściłem w swej pracy maturalnej! I nawet nie bardzo ukrywałem, skąd mi przyszedł do głowy! Nie pamiętam wprawdzie, jak mi się udało przejść z tematu wsi na Słonimskiego, ale dało się (jeśli, ktoś ciekawy, a nie pamięta, o co chodzi, to zapraszam tutaj).

Książka, w której wiersz znalazłem, gdzieś mi zaginęła. Udało mi się odnaleźć tekst w internecie, na prywatnych stronach amatorskich, oczywiście. Nie mogę więc ręczyć za jego bezbłędność. Jeśli ktoś wypatrzy jakąś nieścisłość – będę wdzięczny za wiadomość ze sprostowaniem...

Ważne,

Pilne,

Żądamy wyzwolenia człowieka

Od głodu, wojny, zarazy

I od strachu gorszego niż głód.

Od nudy, od bezsensu istnienia.

Podpisano:

Lud.

Nie chcemy ginąć

Od uranu, kobaltu, wodoru.

Od radioaktywnych chmur.

Nie chcemy jak szczury

Żerować wśród zgliszczy

Spalonych miast.

Kobaltem

Niech niebo się błyszczy,

A nocą, złote od gwiazd,

Niech trwa jak szron.

Niech płynie strumieniem ochłody,

Zwalić,

Zwalić trzeba ten mur,

Który dzieli narody.

Przestrzeń już obalona.

Patrz, jak zmalała ziemia stara,

Kurier Napoleona

Nie jechał szybciej

Niż goniec Cezara.

Dziś jeden wystarczy krok

Na drugi brzeg Pacyfiku.

Każdy rok

Przynosi zdobycze nowe.

Kiedy przyszłem na świat,

Rower

To był najszybszy wehikuł.

Chcemy

Koegzystencji.

Ale co znaczy to słowo?

Czy to współistnienie

Jaguara z krową,

Kozła ze strzelcem?

Zbratanie

Mątwy z tropicielem

Żelaza z rdzą?

Nie chcemy być dojeni jak krowy.

Ani jak pluskwy tuczeni krwią.

Dosyć węszenia herezji i schizmy,

Kto, kiedy, z kim, skąd.

Trzeba mobilizacji serc

Do walik z kapitalizmem,

Trzeba rozszerzyć front.

Nie róbmy ze szkół

Akademii cynizmu,

Dajmy młodemu pokarm dla marzeń,

Żeby czuł

Wielkość idących zdarzeń.

Poeto! Więcej lekkości, swady,

Kto powiedział, że socjalizm

Trzeba budować na ponuro?

Głowa do góry!

Malarzu, barw dorzuć do palety.

Dość bohomazów, portretów,

Których

Jedyna było zaletą,

Że przysłaniały fasady

Złej architektury.

Chcemy prawa

Do kpin

Z różnych nadętych typów.

Dowcip jest bronią,

Ale nie nalezy karać

Za nielegalny posiadanie dowcipu.

Ani jest ciemna, ani ślepa,

Nasza socjalistyczna ojczyzna.

Na ziarnach cnoty

I plewach draństwa

Lud się wyzna

Nasza sprawa jest czysta,

Nie potrzeba nam bujdy i kłamstwa,

Nie jesteśmy kupą idiotów,

Proszę niektórych krzykaczy.

A kto mówi inaczej,

Sam jest głupi jak but.

Podpisano:

Z uszanowaniem

Lud.

6 stycznia 2009r.

Józef Ignacy Krasicki – Malarze

Dwaj portretów malarze słynęli przed laty:

Piotr dobry, a ubogi. Jan zły, a bogaty.

Piotr malował wybornie, a głód go uciskał,

Jan mało i źle robił, więcej jednak zyskał.

Dlaczegoż los tak różny mieli ci malarze?

Piotr malował podobne, Jan piękniejsze twarze.

29 grudnia 2008r.

e-mail
jck1968
Do góry