Własna
próba wyrażenia świata immanentnego
Mówiąc szczerze, najlepiej mi zawsze wychodziło pisanie wierszy mrocznych, ponurych. Tych, co odzwierciedlały ciemne zakamarki mojej duszy, jakieś czarne dziury, wiry podstępne... Cóż, widocznie tak ma być. Nie każdy może być Kochanowskim i fraszki pisać. Albo Sztaudyngerem, czy choćby Fredrą (oczywiście nie tym szkolnym, rzecz jasna).
W każdym razie: co mam, to mam, czyli, jakby to rzec regionalnie: momy to, co momy (może kiedyś rozwinę ten temat, bo nie wzięło się to powiedzonko bynajmniej znikąd).
Poniżej znajdziecie więc odrobinę odkrywki z mojej duszy. Jako się rzekło, na tych ekranach zobaczycie przede wszystkim obrazy niestabline, rejestrujące jakieś zawirowania, gwałtowne przepływy, przeskoki... etc.
Z drugiej strony: po co pisać o kwiatkach i motylkach, skoro inni to robią bez porównania lepiej i piękniej...?
Utwory na tej stronie postanowiłem zamieścić wbrew przyjętej w obecnych czasach konwencji odwróconej chronologii (czyli wrzucania najnowszych rzeczy na początek). Nie chodzi mi tutaj bowiem o wyświetlanie aktualności, lecz raczej o swego rodzaju przekrój, może nawet ewolucję spojrzenia na świat. Tak więc, wszystkie prezentowane tutaj utwory są zamieszczone w chronologii naturalnej od najstarszego, oczywiście z datami powstania (na ile pamięć i zapisy na to pozwoliły).
27 grudnia 2008r.
Gną się kolana
Owoc mojej ówczesnej religijności. Nie wiem, na dobrą sprawę, czy była to religijność autentyczna? Czy w ogółe jakakolwiek była, czy też stanowiła dla mnie tylko wygodną płaszczyznę do lansowania siebie? Bo tak naprawdę nie wiem, czy ten wiersz, miał być modlitwą, czy popisem.
Od samego początku miał zyskać oprawę muzyczną. Pisząc zresztą, od samego początku wyobrażałem go sobie jako tekst śpiewany. Zgodnie z moimi ówczesnymi zainteresowaniami (wręcz programem życiowym), miał to być ciężki rock.
Kompozycja powstała, jednak nie ujrzała nigdy światła dziennego (czy w wypadku twórczości dźwiekowej to jest właściwe określenie?). Jak na ironię, tekst doczekał się za to oprawy balladowej śpiewanej miękkim, dziewczęcym głosem przy gitarze akustycznej. Autorką muzyki była Dorota z miasta L. (na Kaszubach). Muzykę, zaśpiewaną z natury do magnetofonu (bardzo dawno temu, to było takie coś do nagrywania dźwięku) spisałem i, wysławszy oczywiście Autorce odpis, zagrzebałem gdzieś w prywatnych archiwach. Może kiedyś dane mi będzie odgrzebać ten materiał i zaprezentować tutaj ścieżkę dźwiękową kto wie...?
gną się kolana
przed Tobą
gdy nieszczęścia płaszcz na barki trzeba wziąć
gną się kolana
przed Tobą
gdy boczny zawieje wiatr
brudny liść, podmuchem niesiony, zaprószy oczy
piaskiem
modlitwy łzy o posadzkę dzwonią
ręce
jak dłonie skazańca wznoszą się
pod sufit kościoła
przed ołtarzem
gną się kolana
przed Tobą
gdy martwy pył okryje żółte kwiaty
gną się kolana ...
czemu nie gną się w radości
w blasku słońca i strumienia
dlaczego nie gną się
gdy niebo lśni błękitne
opada kurtyna
zapomnienia
wrzesień 1988r.
Milczenie
Ty milczysz, ja milczę
Dwie dusze
jak dwa głazy
Oczy kamienne
Ty milczysz, ja milczę
Cisza
(ciśnienie akustyczne przekracza 80 dB)
krzyczy
Ty milczysz, ja milczę
Samotność
malejąca z odległością
Im bliżej, tym dalej
Ty milczysz, ja milczę
Bezdźwięczna
wymiana myśli
Brak słów
Ty milczysz, ja milczę
Wina?
Ukarani wszyscy
Ty milczysz, ja milczę
. . .
. . .
. . .
Ty milczysz, ja milczę
czerwiec 1989r.
Pociąg (I)
Muszyna Zdrój Kraków Główny
z ciemności patrzy żarłocznie potrójne oko
nie widzi nikogo prócz mnie
i starej kobiety z dwoma koszami
peron, przewinięty przez koła
skurczył się w ciasnych drzwiach
latarka
jak ostatni przebłysk świadomości
stacyjka śpi
została tylko skórka pomarańczy
i żarówka jedyny świadek odejścia
18 sierpnia 1989r.
Pociąg (II)
Kielce Warszawa
żółtoniebieskie ostrze
rozcina stal szyn
sto na godzinę
tutaj przeszłość liczy się w kilometrach
. . .
pamięc jest szybka
18 sierpnia 1989r.
Pociąg (III)
Warszawa Centralna w nocy
przestraszone gołębie tłuką się po hali
jak myśli
na dole chodzą ludzie, z pozoru chaotycznie
każdy wie, co robi
Dworzec czuwa
tysiące ekspresów przelatują przez mą głowę
poplątały się zwrotnice
18 sierpnia 1989r.
Czarny piach
jak ruiny wspomnień
deptany stopami tysięcy nie widzą
dla nich to tylko chodnik, dla mnie droga
dokąd nie wiem
rozmywa się
w powietrzu wibrującym słońcem
wiatr zaciera ślady, do niedawna widoczne
w miejscach osłoniętych wychodzą
wyraźnie
idąc,
patrzę tylko przed siebie
gdy stanę oglądnę się
widzę swoje odciski
na czyimś życiu
20 sierpnia 1989r.
Mięguszowiecki Szczyt Pośredni
podstępna grań
szczerzy szare zęby
przede mną wyniosły, dumny wierzchołek
pragnę go
powstrzymany wpół kroku:
pod stopami pustka
strach?
czy chęć przeżycia
dla siebie?
cienkie ramiona liny
rzucone bezwładnie na skałę
moje też
iść? nie
jeszcze nie, nie teraz
jeszcze zobaczysz moje oczy
wpatrzone w Ciebie
jak w ten szczyt
26 sierpnia 1989r.
Reminiscencja
przepraszam
za zbyt poważne traktowanie
za to,
że oświetlałem swe wnętrze
że kazałem Ci widzieć siebie
nie kolegę z piaskownicy
przepraszam za to,
że byłem jak ja nie jak Ty
przepraszam
Ty chciałaś skakać
ja stąpałem ciężko
Ty chciałaś się bawić
ja mówiłem o życiu
Ty chciałaś tańczyć
ja grałem smutne ballady
Ty chciałaś być ZosiąSamosią
ja ramieniem
Ty ... myślałaś inaczej
niż ja
dopiero
gdy poigrałem z Tobą
jak z młodym kotkiem
gdy kłębek, rzucony przeze mnie
okazał się tanią zabawką niedrogą
dopiero
gdy moje słowa
drgnęły, jakby ze wstydu,
że takie niepoważne
spojrzałaś na mnie
nie przez lusterko
tylko wprost
i wtedy dopiero wtedy
ujrzałem TWOJĄ twarz
rozmrożoną
przepraszam
za to, że piszę ten wiersz
przecież
nie jesteś już dzieckiem
wybacz mi
J.c.k.
26 sierpnia 1989r.
Rozumiemy się bez słów
miłość ?
dobranie ?
rutyna ?
. . .
. . .
. . .
(w końcu jednak trzeba było sobie to powiedzieć)
27 sierpnia 1989r.
U C I E C Z K A
Przełęcz Pod Chłopkiem
czarna tafla broczy białą kaskadą
woda powraca
po klamrach przeciwny naturze
nie usłyszycie kazań jeziora
nie wy!
Trybunał Trzech
rozstrzygnie o amnestii
idę zapomnieć
Dolina Za Mnichem
kamienny konfesjonał
ze szpiczastym spowiednikiem
cisza nieme wyznanie
czy żal? chyba nie
woda życie przywalone kamieniem
rozpaczliwie krzyczy
tu nie rozwalę swej skorupy
nie tu
idę zapomnieć
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Szpiglas, Miedziane
spomiędzy żółta ścieżka
kłuta igłami deszczu
nad półką wiszącą na łańcuchach
przebiegam
zostawiając ciemne kałuże
niepotrzebne
dalej
Świnica
patrzy spod pochmurnego sufitu
rozumie treść kamiennego wysiłku
było już wielu
waląca się ściana
spycha w głąb czerniejącej toni
już dość!
jeszcze przecież tylko dwa kroki
by stanąć na progu
przełęcz jak furtka
idę zapomnieć
Zawrat
Szczerba w granitowym murze
wyrąbana mieczem czasu
przejście dla wichrów i burz
kim jestem,
że śmiem drzeć skalne mury
czego szukam i po co?
noc przeszyta latarką
zalewa się czernią
początek łańcucha
ratunek przed nicością
opuszczam się
w otchłań bez dna
idę ...
29 sierpnia 1989r.
Cztery przełęcze
(dla upamiętnienia przejścia Mięguszowieckiej Przełęczy Pod Chłopkiem, Wrót Chałubińskiego, Szpiglasowej Przełęczy i Zawratu w jednym dniu)
pierwsza
biegiem
druga
kamienie, odrzucane upartymi podeszwami
milkły pod duchowną turnią
trzecia
zmęczone nogi żądały odpoczynku
czwarta
ledwie ...
po szesnastu godzinach poczułem
trud przejścia przez poezję
29 sierpnia 1989r.
biegłem
goniłem niepamięć
to nie pogoń
to ucieczka
w nicość
biegłem
wspomnienia wilki
znaczyłem drogę
krwawymi plamami
frustracji
biegłem
głos zwielokrotniony
w gardzieli wąwozu
odbijał się
od ciszy
biegłem
szukałem spokoju
zamiast
wszędzie
pustka
biegłem
odwracałem wzrok
na próżno
zawsze to samo
spojrzenie
biegłem
aż
zrozumiałem
znalazłem spokój
w CZASIE
1 września 1989r.
'89/'90
To noc w której czas odchodzi w przeszłość
To noc w której idziemy do przodu
To noc podczas której szampan
wystarcza nam za sklerozę
i prognozę pogody
To noc na styku dwóch epok
tej gorszej, i tej lepszej na jutro
z muzyką przechodzimy kolejne lata
czasem pójdzie oczko w czyichś rajstopach
a przecież to tylko noc
kolejna nieprzespana
rano nie znajdziemy nawet brudnego kawałka śniegu
czy to wszystko, to rzeczywiście... ?
1 stycznia 1990r. godz. 036
Skojarzenie
nad szklanką herbaty
mieszając
rozpuszczam esencję myśli
w bezsensie słów
4 stycznia 1990r.
Epitafium nieistniejącym
Ten utwór, moim zdaniem, wymaga kilku słów wyjaśnienia.
Otóż, był on bezpośrednią reakcją na "Krótki film o zabijaniu", czyli "Dekalog V" ś.p. Krzysztofa Kieślowskiego. Moja reakcja była z kolei wyrazem młodzieńczej wrażliwości i wiary w ideały.
Od tego czasu minęło jednak sporo lat, w trakcie których mieliśmy okazję kilkakrotnie zetknąć się ze spektakularnymi, medialnymi zdarzeniami: a to kogoś skazali za przekroczenie obrony koniecznej, a to ewidentnego zbrodniarza wbrew logice wypuścili z braku dowodów, czy choćby śledztwo w/s bestialskiego mordu umorzyli z powodu niewykrycia sprawców... I tak ideały upadły.
Nie tak bardzo dawno miałem okazję ten film oglądnąć ponownie. I stwierdziłem z całą pewnością, że dziś bym już tego wiersza nie napisał...
w szklanych oczach Człowieka
błyszczały lampki choinki
sam zgasił papierosa
powstali z krzeseł
odeszli bezpiecznie
w domowe życie
co łatwiej?
zgasić telewizor
czy uruchomić zapadnię?
8 stycznia 1990r. godz. 007
(film był prezentowany w TV 7 stycznia w godzinach 2250 2355)
Skrzypce
leżą przede mną
na dębowym stole
dumnie wypięte
świadectwo potęgi
tak niewiele trzeba
i tak wiele
można płakać i śmiać się
przeciągac uczucia przez struny
moje pokryła rdza
znajome palce
nie ścierają kurzu z gryfu
zbłądziłem w fałszywych nutach
weź mnie w swe ręce i nastrój
na swój ton
14 stycznia 1990r.
999
(nieznajomemu z przystanku)
wsłuchany w betonowe płyty
milczał nie mając nic
na obronę
szary, jak chodnik
deptany podejrzeniami
już bez znaczenia
nie podszedłem od razu ...
16 stycznia 1990r.
Z tej strony
zadzwoniłaś ...
myślałem, że nie
Twój głos
donośny, jak zwykle
setki kilometrów
czego czekam?
przecież byłem spokojny
"halo, słucham? cześć!"
a jednak ...
"carpe diem" mawiali
a chwila może trwać wieczność
chciałbym
czy to wszystko ma sens?
pytania niespełnione
przyszłość przed nami zakryta
wiemy tylko, co było
i dano nam wiarę
za oknem kolory odżyły
zszarzeją z czasem
czy rozbłysną
w co wierzę powiedz mi!
5 lutego 1990r.
nadzieja jest jak dzień, spokój jak noc
jedno bez drugiego nie może istnieć, a nie znają się wzajemnie
gdy budzisz się rano, jesteś pełen planów, zamierzeń budujesz przyszłość
wieczorem spostrzegasz, ... że nic nie zrobiłeś
zostaje tylko iść spać sen rozgrzesza Cię z bezczynności
... do następnego poranka
milczenie
to coś więcej, niż cisza
to najsilniejsze słowa
tak, jakby ktoś przemówił
i zostawił w pamięci
milczenie
to względność i bezwzględność
bez względu na to, co się milczy,
wiadomo
w czym rzecz
przechodzimy obok siebie
bez słów
czy zamilczymy
na zawsze ... ?
5 maja 1990r.
Kalendarz
chudłeś
ostatnio coś
ponad miarę
precz stąd !!!
do kosza
położę inny na miejsce
które bezprawnie zająłeś
gruby
pewny siebie świeżością druku
"Nowy Rok Mieczysława"
to brzmi dumnie
plik nadziei
plik obietnic
plik kartek
NOWY ROK !
niech teraz on chudnie ...
1 stycznia 1991r.
Koło
I
był rok,
było lato,
była jesień:
były nadzieje,
były łzy,
była gorycz...
II
był rok,
było lato,
jest jesień ...
?
3 października 1991r.
Plus jeden
przeszedł
i co dalej?
idzie następny
plus jeden w imieniu
czy tylko tyle ... ?
kolejny
czy po raz pierwszy
czy może ostatni?
pytania,
nadzieje,
obawy,
czekania ...
a może po prostu
trzeba tylko zapisać
"plus jeden"
i iść dalej ...
... dojść?
1 stycznia 1992r. godz. 315
Epitafium
(dla A.P.)
chyba oboje
szukaliście szczęścia
ty nie mogłaś żyć z nim
on być bez ciebie
wybrał kompromis
dyskretny chłód stali
ostudzi gorączkę serca
okno pokaże drogę
do wspólnego nieżycia
7 lutego 1992r.
Gra półsłówek
(czyli igranie z ortografią)
Cytat z Melchiora Wańkowicza ("Karafka La Fontaine'a"):
... Góral, dowiedziawszy się, że ta część ciała, którą on "rzyć" zowie, u ceprów zwie się "dupa", posmakował, rozżuł to sobie, po czym zawyrokował: "tyz piknie"...
takie dwa słowa pokrewne:
życie i rzyć
jedno przez "ż"
drugie przez "rz"
w życiu
może być czasem do rzyci
ale w rzyci
można mieć wszystko
nawet życie ...
jednak najlepszy jest
papier toaletowy
... gdy się rozwija
14 lutego 1992r.
Na Dzień Św. Walentego
Kocham Cię tak potwornie,
że gdyby to był ból,
zginęlibyśmy w straszliwych męczarniach
Kocham Cię tak okropnie,
że gdyby to był strach,
ołysielibyśmy z trwogi
Kocham Cię tak szeroko,
że gdyby to była szosa,
nie można by było zjechać na pobocze
Kocham Cię tak długo,
że gdyby to był pociąg,
zabrakłoby szyn na całym świecie
Ale to nie jest ból
nie strach
nie szosa
i nie pociąg
... nawet nie lokomotywa
To My
Dwoje Niepokornych
14 lutego 1993r.
Tuż przed
(gdy odjeżdżała za ocean)
Spoza uniesień
widziałem łzy
spływając po twarzy
zraszały zarost,
którym przyrzekłem
odmierzać czas
Gdy oczy Twe będą już suche
a broda pójdzie pod nóż
Ręka za rękę
Dusza przy duszy
Boso
pójdziemy na spacer
patrząc przed siebie
... jak zwykle
10 czerwca 1993r.
Gdyby można infantylny wiersz niedokończony...
Spoza uniesień
widziałem łzy
spływając po twarzy
zraszały zarost,
którym przyrzekłem
odmierzać czas
Gdy oczy Twe będą już suche
a broda pójdzie pod nóż
Ręka za rękę
Dusza przy duszy
Boso
pójdziemy na spacer
patrząc przed siebie
... jak zwykle
10 czerwca 1993r.
Właściwie ten utwór tytułu nie posiada. To, co powyżej zamieściłem jest swego rodzaju tytułem roboczym, i jakby próbą usprawiedliwienia, czy też wytłumaczenia. Wiersz infantylny bo po prostu taki jest, ot, taka sobie dziecinna rymowanka. A niedokończony... bo cały czas mi się wydaje, że coś by jeszcze trzeba dopisać. Ciągle mam wrażenie, że czegoś na koniec brakuje. A może właśnie to niedokończenie jest jego najgłębszym (czy wręcz jedynym) sensem...?
gdyby można cofnąć czas,
co byśmy zrobili?
życia kielich jeszcze raz
aż do dna wypili?
może jedną byśmy drogą
naprzód podążąli
albo za redutą wrogą
wzajem spoglądali?
ale powiedz: czy potrzeba
szukać odpowiedzi?
umysł, choćby sięgał nieba
darmo się nabiedzi
tylko chwila przed oczami
jest nam podawana
tu i teraz biegnie, z nami
na zawsze związana
grudzień 2007r.
K.G.
„Samotność, to jest stan, którego trzeba się uczyć, żeby przeżyć”
nie wytrzymałaś...
a można było!
...czy nie?
może
wystarczyłoby
dać się dostrzec?
nikt Ci nie pomógł:
nie chciał,
nie widział,
czy zamknął oczy?
a Ty
wolałaś
zapętlić swój problem...
9 maja 2009r.
Michalik
Krótka impresja, która przyszła mi do głowy podczas spotkania Noc Poetów w kawiarni Jama Michalika (dedykowanego twórczości Czesława Miłosza). Gdy przewinęła mi się przez ręce księga pamiątkowa, w poniższy sposób zdecydowałem się umieścić swój ślad, nawiązując między innymi do jednego z Zaproszonych (notabene ze ścisłej czołówki polskiej poezji współczesnej), który zdecydował się wyrazić swe artystyczne Ego, opuszczając demonstracyjnie salę w trakcie spotkania.
W oryginalnej scenerii, gdy pisałem, rzecz się jeszcze działa, dlatego poslużyłem się wtedy czasem teraźniejszym. Obecnie, pisząc już post factum, zdecydowałem się na niewielki tuning, przechodząc na czas przeszły dokonany...
Duch Artystyczny rozpostarł skrzydła
nad głowami Zgromadzonych
w aromatach kawy
i czerwonego wina
Źródło Aretuzy, bijące tchnieniem Szymanowskiego
spłynęło na salę
z popiersia Miłosza
Noc Poetów?
czy Poezja Nocy?
. . .
a niektórzy, to się nawet obrazili!
znak:
że sztuka była Autentyczna...
9 września 2011r.
Moc M.
Moje refleksje na temat spotkania z cyklu Dźwiękiem, słowem i obrazem w Złotej Sali Filharmonii Krakowskiej.
na muzykę
nie ma Mocnych
bo jakże to,
okiełznać Moc?
. . .
graj grajku
śpiewaku śpiewaj,
a Moc... niech...
... byleby tylko bilety kupowali!
21 września 2011r.